piątek, 3 stycznia 2025

28. When the sky fall

 

- Nie byłbym tego taki pewny Xerces - wyciągnął wygięty papier z podpisaną niegdyś umową. 

Komunikat przeszedł przez całe ciało Jennett, jakby to dziwne imię należało do niej. 

- Niech pan się natychmiast stąd wynosi! - krzyknął, a wręcz wydarł się wściekle Gran.

Chłopcy wraz z Ulvidią stanęli przed nią nie pokazując, że nie pozwolą mu się zbliżyć już ani kroku więcej. Twarz starszego mężczyzny nie miała żadnego wyrazu, był całkowicie poważny. Grupa młodych również.

- Tu jest twój podpis, będziesz robić co ci każę, słyszysz Xerces?! - specjalnie naciskał na to imię by dojść do demona.

- Nie mów tak do mnie! - krzyknęła, ale jakaś część jej chciała by tak do niej mówiono.

- Uwolnij mnie, uwolnij...nie opieraj się słaba istoto - coś w jej głowie zaczęło się do niej odzywać. Podobnie miała gdy demon wychodził na zewnątrz, ale teraz po raz pierwszy zamiast niezrozumiałych pisków, słyszała słowa. Słowa demonicznej kobiety, która wierciła dziurę w jej głowie.

- Xerces, podejdź do mnie TERAZ - nogi Jennett zadrżały, ale ruszyły się mimowolnie.

- Jenn... - Burn chwycił ją za rękę, ale dziewczyna wyrwała ją z uścisku.

- Burn, nie wiem co się dzieje - jęknęła chociaż jej nogi szły dalej przed siebie.

- Zostawcie ją dla własnego dobra - rozkazał Steven, a ekipa kosmitów na przekór zagrodzili jej drogę.

- Nyx jest nasza - Nyx, Xerces...ona przecież nie jest żadnym z nich, jest po prostu Jennett. Czemu traktują ją jak swoją właśność, zarówno jedni jak i drudzy? Najgorzsze jest to, że sama powoli przestawała się czuć sobą. 

Steven nie odpowiedział, patrzył w oczy Granowi, od którego wiało grozą mimo, że nie stanowił dla Stevna żadnej przeszkody. Nie spuszczając wzroku, rzekł tylko do Jennett:

- Xerces, przywołaj wiedzę demona.

Wszystkim zabrało na chwilę oddech, wiedząc, że czarnowłosa już się nie umie się oprzeć rozkazom.

- Wie... - jej usta samoistnie się rozsunęły, a na szyi poczuła ścisk. Jakby demoniczne łapska ją objęły i chciały zaciągnąć na drugą stronę.

- Nie rób tego! - Gran szybko oprzytomniał i rzucił się szybko na dziewczynę by zatkać jej usta dłońmi, prawie ją przy tym wywracając. Miała te dwa słowa na końcu języka, jednak czerwonowłosy ją trochę otrząsnął i jeszcze myśląc chwilę trzeźwo wyrzuciła magiczny kamień ze swojej kieszeni. Dzięki temu demoni głos w głowie nieco ucichł, mimo to McCurdy zrzuciła z siebie chłopaka, niezadowolona, że się tak na nią rzucił z łapami. 

Steven warknął pod nosem. Irytowały go te dzieciaki coraz bardziej
- To ja jako pierwszy rozwalę tą planetę! - wrzasnął w furii - Zajmę się Raimon, zemszczę za ojca i pokażę kim jestem! Że talent nie ma znaczenia w obliczu mocy.

- To dokonaj tego sam, a nie wysługuj się nieporadną nastolatką - szybko zripostowała go Ulvidia. Mężczyzna usłyszał kroki za sobą. Odwrócił się, a za nim stała grupa ludzi w białych fartuchach i okularach.

- Wezwaliście posiłki? Jak miło... - mruknął.

- Masz ostatnią szansę odwrotu - odezwał się Reize, wierząc, że naprawdę się wycofa.

- Xerces - Steven jak gdyby nigdy nic, zwrócił się na spokojnie do czarnowłosej - odsuń tych państwa ode mnie. To jest rozkaz. - próbował się wedrzeć w umysł demona i go wyciągnąć. - Podnieś ten kamień z ziemi i wsadź z powrotem do kieszeni - mówił powoli i stanowczo by komunikat dotarł w pełni.

McCurdy nie miała siły. Z każdym wypowiedzianym "Xerces", demon pochłaniał ją coraz bardziej. Burn widział jak Jennett nie jest w stanie już myśleć sama, dlatego wykorzystał ostatnią chwilę jej zagubienia i sięgnął po kamień przed nią. Xerces zła, że to zrobił posłała mu zabójcze spojrzenie. Jej oczy żarzyły się niebieskim ogniem, czerwonowłosy aż przełknął ślinę.

- Jennett nie daj mu się - przerażony widokiem przyjaciółki, starał się ją zatrzymać jeszcze wśród żywych.

- Xerces, odsuń ich od siebie - Steven napierał dalej.

- Jenn, jesteś silna, przecież wiem.

- Xerces, bo zaczynam się niecierpliwić.

- Zostawicie mnie do cholery! - wydarła się ile sił jeszcze miała w sobie. Wraz z dźwiękiem z jej ciała wydobyła się potężna fala energetyczna. Jak za sprawą zaklęcia, zarówno ekipa kosmitów jak i panowie w fartuchach się odsunęli. Steven nie drgnął, to on był jej panem. Korzystając z okazji, że wszyscy są zahipnotyzowani i stoją w miejscu, podszedł do niej, i wyciągnął rękę.

- Nie skrzywdzę cię przecież wystarczy, że będziesz grzeczną dziewczynką - to jak jego głos znów stał się spokojny było wręcz przerażające. Jennett kuliła się próbując uspokoić.

- Xerces, chodź - złapał jej bezwładną dłoń.

***

- Co tak pięknie pachnie? Już kolację szykujesz? - pana Richarda, który wchodził do domu, przywitał zapach jedzenia z patelni. Nikt mu nie odpowiedział - Znowu testujesz przepisy z tego całego tik toka? - ściągnął buty i poszedł do kuchni licząc, że zobaczy w niej syna stojącego za garami.

- Josh?! - aż podskoczył widząc chłopaka o brązowej czuprynie ambitnie mieszającego przypieczone warzywa.

- Dzień dobry - odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Mężczyzna spodziewał się już bardziej Jennett, niż jego, co on robił w jego domu?! Jego matka nie umierała w Korei?

W tym samym czasie pod domem był już Byron, który przeklął pod nosem, widząc samochód taty. Gdyby biegł to może by zdążył przed nim, no cóż, ciężko by było biegać z torbą zakupów. Pewnie tato zdążył się skonfrontować z Joshem. Upierdliwość.

- Byron nic nie mówił, że wrócisz - mężczyzna miał już trochę dość, że syn o niczym nie raczy go informować. 

Drzwi wejściowe uchyliły się i przemknął przez nie Byron podsłuchując jak bardzo jest źle. Czy on zdążył się dorwać do patelni?!

- Jak tam mama? - Richard nie słysząc syna kontynuował rozmowę. Zapamiętał mamę Josha jako bardzo słabą i wątłą, w końcu była też o wiele starsza od niego. Miała udar i przez to Dun wrócił do domu z wymiany.

Chłopak dalej nie podnosił głowy, a wręcz zniżył ją jeszcze bardziej. Młody Love przysłuchiwał się rozmowie. Dun westchnął. Uznał, że skoro Aphrodiego tu nie ma, może się wyżalić.

- Mama zmarła - za równo pan Richard jak i Byron zastygli, oszołomieni tą wiadomością.

- O Boże... - wymsknęło się dorosłemu mężczyźnie. Josh tylko wzruszył ramionami.

- Zdążyłem przyjechać i się z nią pożegnać, za dwa dni już jej z nami nie było - Czemu przyjechał tutaj skoro jest w żałobie? Po co mu to odgrywanie Jennett? Tak przeżywa stratę matki? To by trochę tłumaczyło jego spaczone zachowanie. Josh widząc zdziwioną i tą współczującą minę lekarza kontynuował. 

- No co? Miała swój wiek, sama nie umiała nic zrobić...nie mieliśmy też na leki - dodał ciszej -Taka kolej rzeczy, nie nadawała się już do życia, tylko nam zawadzała.

Teraz Dun zwalił ich swoją odpowiedzią z nóg. Brzmiał tak bezdusznie i sprawiał wrażenie jakby się cieszył, że jej już nie ma. Pan Richard trochę żałował, że nie utrzymywał kontaktu z rodziną Dun, musiało się tam naprawdę źle dziać. Atmosfera się napięła, dlatego Aphrodi postanowił w końcu się objawić.

- Joshua Dun! Miałeś czekać aż wrócę z zakupami! Mówiłem byś tego nie smażył, to były warzywa do wyrzucenia!

- Tak, by cię otruć - rzekł beznamiętnie. Bakłażan miał jedną plamkę, wielkie halo. Love przewrócił oczami i położył zakupy na blacie. Mężczyzna dokładnie obserwował zachowanie dwójki.

- Jennett też dzisiaj przyjdzie?

- Jennett już tu jest - zażartował Josh, na co Byron szturchnął go łokciem by nie gadał głupot.

- Słucham?

- Nic...nie przyjdzie.

- To dobrze, bo zaraz wróci Maya z Nathanem. Dom mamy duży, ale nie wiem czy wystarczająco miejsc do spania dla wszystkich - oczywiście Nathan pod żadnym pozorem nie może spać z Mayką. Aphrodi już o to zadba. Mimo, że dziewczyna wciąż bawi się pluszakami, to potrafi też w "nastoletnie lubieżne rzeczy".

- Spokojnie, Joshuś będzie i tak spał na podłodze przykuty do kaloryfera - brew jego ojca podniosła się pytająco, ale chyba nie chciał wiedzieć więcej. Przynajmniej robią kolację. Mężczyzna skończył rozpakowywać rzeczy zakupione przez syna, gdy jego uwagę przykuło coś innego. 3 tabletki w małym plastikowym kubeczku, które przyszykował jeszcze rano dla syna.

- Dlaczego nie zażyłeś leków?

- Bo czuję się po nich źle.

- Lekarz mówił, że przez pierwsze miesiące może ci spaść samopoczucie, ale przecież dasz radę.

- Nie chcę ich brać, już ci mówiłem przecież - zezłościł się.

- Co to znaczy "nie chcę"? Antydepresantów nie musisz brać, ale co z lekami na serce?

- Nic nie dają.

- Byron... - głos mężczyzny zmienił ton - chcę byś był zdrowy.

- Przecież jestem zdrowy, ostatnio nic się nie działo - przynajmniej nie coś o czym powinien wiedzieć.

- To czemu chodzisz ciągle zestresowany i zmęczony? Jak nie ma Jennett to zasypiasz jak ja wstaję, opuściłeś się w nauce... - nastolatek zacisnął pięści. Tato musiał być naprawdę wkurzony skoro wywlekał takie rzeczy przy Joshu. Gdyby tylko wiedział, że jego syn igra z mocami nadprzyrodzonymi, przez które podupadł na zdrowiu i zaniedbał szkołę.

- Jezu...co cię tak nagle wzięło? Przecież normalnie zdaję, wszystko jest okej.

- Masz wziąć leki - nie obchodziły go żadne tłumaczenia, zdrowie jego syna jest dla niego najważniejsze.

Dun nie rozumiał problemu, niech po prostu weźmie te tabletki albo schowa je pod językiem, a potem wypluje. Blondyn jak gdyby nigdy nic, wypuścił z rąk łyżkę, zostawiając bałagan, chwycił Josha za rękę odrywając go od patelni i zaciągając po schodach do swojego pokoju. Ojciec już nic do niego nie krzyczał, a trzaśnięcie drzwiami utwierdzało go w przekonaniu, że już nie chce nic więcej do syna mówić.

Byron oparł się o drzwi i przeklął pod nosem, na co Josh śmiechnął z rękami założonymi na krzyż.

- Chyba widział już wcześniej jak nie bierzesz tabletek. Trzeba było je spłukiwać w toalecie, a nie wyrzucać do kosza - Love spojrzał na chłopaka wzrokiem, który kazał mu się zamknąć, jednak Josh mówił dalej - Ogarnięty jest. Nawet nie wiesz ilu zdesperowanych chciałoby łykać antydepresanty.

- A weź... - schował głowę między kolana - już wyleczyłem się z depresji.

- Wmawiaj sobie, to że się nie tniesz, nie znaczy, że jest lepiej. Miłość twojego życia - przedrzeźnił go w tym momencie - też cię magicznie nie wyleczyła. Twój ojciec ma rację.

- Niech se ma. A tobie czemu tak zależy? Nie chcesz żebym zdechł?

- W sumie masz rację - przysiadł na łóżku -Strasznie mnie irytujesz.

- Nawzajem - burknął. Posłali sobie spojrzenia jakby rzeczywiście mieliby się zaraz pozabijać - Jesteś tu tylko z mojej boskiej łaski, zlitowałem się nad tobą by cię zabrać.

- Och dziękuję ci Panie, moja boska ekscelencjo, wasza wysokość. Może też byś doceniał takie rzeczy, gdyby nie podsuwano ci wszystkiego pod nos.

Byron przekrzywił głowę zaciekawiony o czym mówi.

- Masz bogatego kochającego ojca, ogromną chatę, zajebistą dziewczynę, znajomych, którzy cię uwielbiają, fanki, wrodzone umiejętności i wyjątkową urodę. Leki, które są mega drogie, masz praktycznie za darmo, bo twój ojciec jest lekarzem. Wyobraź sobie, że niektórzy nie mają takiego szczęścia, a ty wydziwiasz jak małe dziecko.

Niby Josha nie ruszała śmierć jego matki, ale taka niesprawiedliwość owszem. Była stara, ale można było ją leczyć. W blondynie irytowało go wszystko. Denerwowało go też to miłe uczucie, które czuł gdy spędzał z nim czas pod postacią Jennett.

- Ta depresja to pewnie też twoja dziecięca fanaberia, bo jesteś jebanym atencjuszem. Długie włosy, pedalski wygląd, boska woda, to ci nie wystarcza? Musisz się jeszcze bardziej wyróżniać?!

Przesadził, i to bardzo. Czerwone ślepia Byrona dosłownie płonęły chcąc spalić Josha, powinien go udusić już dawno temu.

- Największym atencjuszem jesteś tu ty, Joshua Dunie - udało mu się uspokoić i normalnie podjąć dyskusję - Naprawdę myślisz, że zrobiłem to sobie dla atencji? 

Podciągnął rękawy swojej bluzy by pokazać mu blizny na nadgarstkach. 

- Tak? Taki pączek w maśle jak ty nie ma żadnych problemów i powodów do odbierania sobie życia. Nie poniżało cię własne rodzeństwo, nie gnębił cię Burn, twój tato cię kocha, a nie ma wywalone w twoje istnienie, nikt ci wprost nie mówił, że jesteś niechciany, nikt nie dał ci nigdy kosza, Nie dostawałem nigdy tego czego chciałem! Zawsze musiałem o to walczyć. Chodząca pokraka, przeciętne umiejętności, przeciętny wygląd. Ty masz wszystko, wszyscy cię kochają i uwielbiają, tak samo Jennett, panna idealna z idealnym życiem w centrum uwagi. Chociaż została przygarnięta, ją też rodzice kochają najmocniej na świecie. Wy nie wiecie jak to jest nie mieć nic!

Love był pod wrażeniem, aż nie wiedział co powiedzieć. Dun był wkurwiony, chyba nigdy się tak nie otworzył i nie pozwolił sobie na tyle emocji. Wytarł w rękaw niechciane łzy, które pociekły mu po policzku. Aphrodi zdenerwował się jeszcze bardziej, chociaż ta kłótnia dała mu nową perspektywę na Josha. Chyba w końcu zrozumiał jego motywacje, ale on również nie miał o niczym pojęcia.

- Nie chcę umniejszać twoim problemom, ale depresję może mieć każdy. Naprawdę jest już dobrze, bo rok temu wystarczyłby się wbić głębiej i nie rozmawialibyśmy ze sobą. Po oszustwie Zeusa wylał się na mnie kubeł hejtu, oczywiście jako kapitan to ja oberwałem. Grożono mi śmiercią, wyzywano na każdym kroku, bałem się chodzić do szkoły, bałem się ludzkich spojrzeń. Na każdym kroku miałem wrażenie, że ktoś mnie obgaduje. Nienawidziła mnie cała szkoła, cały świat footballu. Oczywiście ludzie są zbyt leniwi by doszukiwać się prawdy. W sprawie boskiej wody, nie za wiele miałem do powiedzenia, to nie ja o tym decydowałem. Myślisz, że dlaczego nasz dyrektor odszedł? Też nie wytrzymał.
Tego było tak dużo, że nie byłem w stanie tego odeprzeć. W wakacje nie potrafiłem jeść, dramatycznie schudłem ze stresu, wzrosła moja nienawiść do siebie, pojawiły się ataki samoagresji. Wtedy również pijany przespałem się z jednym kolesiem i zaczęły się kolejne wyzwiska i plotki na temat mojej orientacji. Byłem wrakiem człowieka, pozbierałem się chociaż pozornie na 3 dni przed rozpoczęciem szkoły, obiecując sobie, że jak nie wydarzy się jakiś cud, kończę ze sobą. Wtedy pojawiła się Jennett...

Usta Josha rozwarły się słysząc tą historię, aż mu było głupio. Podszywał się za osobę, która go w sumie uratowała. Teraz zaczął podziwiać Byrona, że po tym wszystkim stoi na dwóch nogach i ma się dobrze.

- Cholera, przepraszam - Byron sięgnął po chusteczkę przy łóżku. Dun nie zamierzał przepraszać ani go pocieszać, przynajmniej tak dosłownie.

- Jesteś naprawdę silną osobą - poklepał go po plecach.

- Josh - Byron nie wiedział jak ma to ubrać w słowa - Czyyy....podobało ci się udawanie Jennett i bycie ze mną w związku?... - brzmiało to kompletnie absurdalnie, jak jakiś fetysz bruneta. Dun po chwili ciszy, uważając, że już nie może być dziwniej mruknął twierdząco.

- Nawet jak my razem...ten tego...no wiesz... - chłopak odkleił się od blondyna i mocno zarumienił, po czym złapał się za głowę. I też nią pomachał twierdząco.

Chyba dziwniej już być nie mogło.

- Rozumiem cię. W sumie to nie jesteś atencjuszem, a desperatem. Chciałeś by ktoś cię kochał. Nie ważne kto, łapałeś się brzytwy myśląc, że podszywając się pod Jennett też dostaniesz tą miłość i uwielbienie co ona? Chyba, że po prostu jesteś fetyszystą...

 Nastolatka zadziwiła umiejętność czytania między wierszami Aphrodiego. Chciał mu tak bardzo przywalić, podniósł głowę i spojrzał w szklane oczy blondyna, które ewidentnie były zmęczone. Jak już się tak sobie zwierzali nie miał nic do stracenia by wyznać mu coś jeszcze. Coś tak oczywistego, jednak cały czas odpychał to od siebie.

- Może nie fetyszystą, ale gejem na pewno - uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Powiedzenie tego na głos było tylko formalnością, mimo to Aphrodi był nieco zdziwiony. Widząc, że blondyn nie odpowiada ciągnął dalej.

-Myślałem o tym dużo po śmierci mamy. W tym co mówisz jest dużo prawdy, ale ja zawsze byłem inny. Dlatego tak mnie gnębiono, nigdy też nie potrafiłem nikogo obronić. Rodzice próbowali mnie wyleczyć. Jennett kochałem, ale jak przyjaciółkę, jej nie przeszkadzało to jaki jestem, ale na siłę próbowałem udowodnić przed sobą i wszystkimi, że ja kocham tak jak mężczyzna kocha kobietę. Podobnie było z Nelly, to było dla pozoru - Tym razem Love ponownie objął jego. Takie wyznania są bardzo trudne, chociaż on to widział już od dawna. 

Tego się chyba nikt nie spodziewał, ale blada dłoń pogłaskała Josha po policzku i Byron przyciągnął go do siebie by go pocałować. Dun nie odsunął się, jakby czekał na taki ruch ze strony kolegi. Był to zwykły pocałunek, całowali się już nie raz, przypieczętowali zgodę między sobą i wyrażali w ten sposób współczucie.

- A ciebie nie obrzydza, że spaliśmy ze sobą mimo iż myślałeś, że jestem Jennett? - blondyn uśmiechnął się zadziornie i ponownie dał buziaka Dunowi. Popchał go delikatnie na drugą stronę pokoju pod klatkę chomika na kaloryfer. Sięgnął do szafki po kajdanki z futerkiem, które dostał dla jaj od kolegów na urodziny, nie sądził, że je kiedyś wykorzysta.

- Kurwa i kto tu jest fetyszystą?! - Josh zobaczył co Love wyciągnął z szafy - Tak ostro chcesz grać? - poddał mu się i wyciągnął mu rękę by go skuł, tylko, że druga ręka nie została skuta, a przypięta do kaloryfera.

- Przeżyłem szok, aczkolwiek nie miałem prawa wiedzieć, że to ty - dał mu pstryczka w nos - Już za dużo buziaków ci dałem. Pomogłeś w porwaniu mojej dziewczyny, szkoda mi ciebie, ale zasługujesz na karę. Idę się przewietrzyć (i przemyśleć co tu się wydarzyło).
Love sięgnął jeszcze po papierosy do plecaka.

- Co ty odstawiasz?! Nie zostawisz mnie w taki sposób! - blondyn wzruszył ramionami, oczywiście, że go tak zostawi. Przecież i tak zaraz wróci, skoro tak mu brakuje jego towarzystwa. Byron schodząc zaszedł jeszcze do ojca do kuchni i na jego oczach połknął swoje tabletki.

Chociaż chłopak wyszedł dosłownie chwilę temu to ponownie musiał zapalić albo w ogóle się upić. Josh jest taką absurdalną postacią, że bije jego na głowę. Jego sprawa się rozwiązała,  dalej została kwestia jak odbić jego dziewczynę? Zablokował na razie wiadomości od Avril, Axela i Odrei, którzy zapragnęli zostać superbohaterami i uratować McCurdy. Problem jest taki, że oni nie żyją w świecie z mang i anime. Tak supermoce są porabane i się ujawniają, ale wciąż są tylko głupimi nastolatkami. Poza tym to Axel jest ten dobry, a Byron od zawsze był przygotowywany do roli czarnego charakteru. Jak ma kogoś ocalić, jak nawet rzucić palenia nie potrafi?!

W ostatetecznym rozrachunku, to ty będziesz tym, który będzie ją musiał uratować

Przypomniał sobie słowa Reya Darka w więzienia. Wypuścił parę z ust, gdy nagle zadzwonił telefon. Odebrał nawet nie patrząc kto dzwoni.

- Powiesz mi gdzie jest moja córka głupi dzieciaku? - z początku nie rozpoznał głosu, ale z tonu wywnioskował, że to mama Jennett. Swoją drogą też jego mama...Tylko jej tu brakowało.

- Jakieś dzień dobry chociaż? -westchnął zbyt zmęczony na to wszystko - Skąd mam wiedzieć? - udawał głupa by ją wkurzyć.

- Ostatnio zgubiła telefon i nie mam jak się z nią skontaktować - brzmiała na naprawdę zmartwioną. Prawdziwa Jennett została porwana z jej telefonem, więc Josh musiał improwizować - Nie ma jej u ciebie? - dodała.

Love zamilkł, powinien potwierdzić szybko, przecież Josh/Jennett jest u niego, ale czy ta kobieta nie powinna wiedzieć, że coś grozi jej córce? Zawahał się jak powinien to rozegrać.

- Nie ma. Po naszym sprzątaniu już jej nie widziałem - cisza. Jennett miała pracę, koleżanki, jak każda nastolatka mogła nawet uciec z domu.

- Jeszcze trochę, a będę musiała to zgłosić na policję! - krzyknęła pretensjonalnie.

- Proszę tak zrobić.

- Hę? - zdziwiła się, sam Aphrodi się zdziwił, że to powiedział - Ja tylko żartowałam. Jak nie ma jej z tobą to na pewno jest z Axelem - Nie ma jej z Axelem i on świetnie o tym wiedział. Tak jak to, że szukanie Jenn trzeba zostawić dorosłym.

- Jak się nie znajdzie to proszę serio zadzwonić na policję. Mogą od razu przejrzeć niejakiego pana Stevena Darka czy tam Magneta, jak kto woli - mówił to tak dziwnym tonem, że kobietę całkowicie wybiło to z rytmu - On może jej zagrażać. Do widzenia.

Rozłączył się tak, że pani Grace zdążyła tylko wydusić krótkie "Ale" i ją urwało.

- Tak będzie lepiej - próbował się usprawiedliwiać sam przed sobą.

- Przecież policja nic z tym nie zrobi! - wrzasnął Josh gdy Love wrócił po dosłownie 8 minutach i wszystko opowiedział - Pani Grace nie odpuści jak chodzi o jej ukochaną córeczkę, zwłaszcza, że podałeś jej nazwisko na tacy!

- Co ty się nagle zacząłeś przejmować? Nie grałeś przypadkiem do przeciwnej bramki?! - ponownie zaczęli się wydzierać - Steven wyląduje gdzie jego miejsce, czyli w więzieniu.

Brunet nie mógł uwierzyć jak Aphrodi pociemniał na umyśle i się poddał. Zacisnął zęby i zaczął z całej siły szarpać kajdanki.

- Idę do domu! Nie zatrzymasz mnie! Nie mogę opuścić szkoły - Josh zamienił się w Jennett. Może uda mu się wymknąć i wrócić do domu by uspokoić mamę.

- Powodzenia. Idę się myć.

Josh zamilkł i wziął się za oglądanie szafek i rzeczy w pokoju, które były w zasięgu jego ręki. Usłyszał, że ktoś znowu wchodzi do domu i od razu rozpoznał ten piskliwy głos.

Mayka i Nathan wbiegli po schodach na piętro szepcząc coś między sobą, ciesząc się i hihrając. Miziali się pod ścianą myśląc, że nikogo nie ma poza wujkiem. Aphrodi się mył, a Josh...

- Dobry wieczór - odezwał się przyłapując ich.

- MATKO JEDYNA! - podskoczyli oboje przerażeni, a serce im stanęło gdy zobaczyli bruneta przypiętego do kaloryfera.

***

Jennett wstała i skierowała się ku wyjściu z boiska wraz ze Stevenem. Ochroniarze, którzy widzieli jej płonący wzrok poczuli się zmanipulowani do tego by odejść. Steven był aż za bardzo spokojny, czuł się nietykalny. Póki miał kontrakt, miał pełnię władzy nad demonem.

- Ochrona, ej! - krzyczał Gran za ludźmi, którzy odeszli, ale już nic nie dało się zrobić. Jedynie Gazel ruszył trochę głową i ręką w stronę drzwi. Posłał swoją mrożącą moc w stronę drzwi by je zamrozić, co się udało. Sztuczka zrobiła niemałe wrażenie, Jennett zapomniała, że przecież Gazel ma bardzo podobną moc co Burn. Przed uciekającą dwójką stanęła ściana lodu, co było niesamowite, ale nie dla demona, który tylko powiększył swoje źrenice, a lód ze szklanymi drzwiami rozpadł się na tysiące kawałków.

- Ha! Dzięki - zaśmiał się Steven, ten ruch ułatwił mu życie. Wziął swojego demona za rękę i pociągnął.

- Oddawaj ją! - Burn dosłownie płonął ze złości. Z nim się nie zadziera. Zacisnął dłoń w pięść, która zapłonęła. Wyrwał się demonicznej mocy i rzucił na Stevena płonąc prawie całkowicie. Biegł z krzykiem. Płonące ciało prawie by dotknęło mężczyzny, gdyby Jennett jednym ruchem ręki nie stworzyła siły, która odepchnęła nastolatka. Czerwonowłosy drugi raz pokoziołkował. Chyba dla niego to już czas żeby odpuścić. Mężczyzna tylko im pomachał i odszedł wraz z dziewczyną, która nawet jedynie za nimi wyglądała.

- To nie koniec Aliea Akademii! Nie zostawimy tak tego! Najedziemy ziemię i wtedy zobaczysz! - Gran dalej krzyczał, ale jego słowa nie dochodziły już do dwójki uciekającej korytarzem. 

-Xerces, ale na pewno nie powiesz "Wiedza demona"? - zabrzmiał jak małe dziecko, które z uporem namawia mamę na nową zabawkę.

- To dziewczyna musi puścić kontrolę - wymamrotała. Jennett nie była głupia, dobrze wiedziała co się stanie gdy użyje techniki. Nie pozwalała Xerces na użycie pełni mocy. Czuła się trochę jakby była pod wodą i wstrzymywała oddech, jakby go puściła miałaby kłopoty.

Gdy wyszli z obiektu poświęconego dzieciom, wyszli na drogę kolejnych korytarzy.

- Musimy znaleźć meteor lub zdobyć więcej jego części. Ja mam jeden, ty też, przydałyby się jeszcze ze trzy - tłumaczył. Pytanie czy będzie im to dane, bo niespodziewanie rozległ się alarm. Czerwone wyjące syreny i...

- O nie, znów te roboty.

Xerces umiała opanować sytuację lepiej niż McCurdy. Cięła powietrze rękoma powodując fale i odpychając kolejne roboty. Steven chroniony przez demona próbował otworzyć każde drzwi w ścianach po kolei. Natknął się na drzwi, które jak szarpnął to z framugi spadł klucz.

- Co za debile! - krzyknął, ale cieszył się z głupoty ludzi - Wchodzimy? - spojrzał na czarnowłosą i rzeź, którą spowodowała. Pełno metalowych szczątków i kawałków.

Pokój do którego weszli był czymś w rodzaju laboratorium, ale raczej już nieużywanego.

- Łee, nic tu nie ma. Chyba musimy pójść do samego jądra - Steven chciał wyjść, ale Xerces go nie wypuściła i sama weszła do środka. Machnęła ręką tak, że jej moc spowodowała uniesienie wszystkiego, w tym osiadłego kurzu do góry. Wszystkie szuflady i szafki się otwarły, a leżące kartki pofrunęły. Steven kaszlnął. Po tym jak był tutaj Byron, dobrze wiemy co te szuflady kryją w sobie. W szufladach zostały pojedyncze fioletowe kamienie. Dziewczyna chciała sięgnąć po kawałki kwarcu, ale wyprzedził ją Steven.

- Nie dotykaj ich póki ja o tym nie zadecyduję! - Steven ogarnął wreszcie, że nie ma co przywoływać tutaj demona całkowicie, jeszcze jej nie potrzebuje. Xerces przewróciła oczami na jego rozkaz, który musiała wypełnić. Wystarczyło by zbliżyła do siebie te kamienie, a McCurdy straciłaby całkowicie kontrolę nad tym ciałem i miałaby okazję zabić Stevna by nie łączył ją z nim ten kontrakt.

- Jedziemy do naszego domku! - ucieszył się ładując pozostałości z pokoju do swojej torby.

Pole pełne pszenicy i wiatr, który wprawia ją w ruch. Słychać tylko charakterystyczny szum, powietrze jest suche, a niebo szare. Obraz dla Byrona był nieco rozmazany, nie wiedział gdzie jest ani co się stało. Stał po środku niczego.

- Och, coś ty nam uczynił... - usłyszał czyiś głos, niby męski, ale pewności nie miał. Brzmiał jak dźwięk, melodia wygrywana przez delikatny instrument.

Oszołomiony chłopak odwrócił się i zobaczył postać. Miała około 3 metry wysokości, twarz jego była tak blada jakby była przeźroczysta, a na głowie nieskończona ilość złocistych loków. Ciało jego? jej? Było skryte pod białą szatą zdobioną w złote runy. 

Byron stracił oddech na jego widok, był przerażający, a równocześnie tak piękny. Nie był w stanie nic powiedzieć.

- Czemuż się tak dziwnie patrzysz? Przecież jestem tobą.

Chłopak aż upadł.

- Yarel... czym jesteś...? - przypomniał sobie jego imię, głos mu drżał, jakby się dusił

-Eh... pochodzę z czegoś co ludzie nazywają niebem, ta rozmowa jest bez sensu- westchnął. Miał oczy czarne, co czyniło go trochę przerażającym. Tylko złote źrenice odróżniały go od demona - Niestety muszę cię wykorzystać by uratować Xerces

- Xerces? - miał wrażenie, że kolejnymi pytaniami wkurzy istotę jeszcze bardziej, ale mało co z tego rozumiał.

- Mieszka w twojej dziewczynie, jestem jedyną mocą, która może ją znetralizować - bolały go te słowa, Love miał wrażenie, że Xerces jest dla nim tym samym co dla niego Jennett - Moc Xerces była zbyt duża dlatego została zesłana na ziemię, a ja miałem jej pilnować. Jednak nie możemy tu pozostać. Jeśli Xe zostanie ostatecznie wybudzona, całej ludzkości głosi zagłada, a to nie było w boskim planie - wysunął palec w jego stronę obwiniając go.

- Więc co teraz? Nie możemy już jej z powrotem uśpić? - Byron zdał sobie sprawę, że zadarł z czymś o wiele większym niż jakiś radioaktywny kamień, talenty i hissatsu.

- Trzeba ją zniszczyć - po policzku poleciała mu złota łza - ostatecznie. Ja też nie mogę tu zostać... 

- Co ty pierdolisz?! - wstał i wydarł się na niego -To coś zamieszkuje ciało Jennett! Co z nią?! Co ze mną?! Umrzemy?! Nie... to tylko sen, nie jesteś prawdziwy. W niczym ci nie pomogę!

Yarel nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Wpatrywał się tylko w małego człowieczka z góry swoimi ślepiami. Zaczął wiać potężny wiatr, ruszył całym polem pszenicy zwiewając także Byrona. Yarel rozłożył swe ogromne skrzydła, trzy pary a na jego całym ciele w różnych miejscach otworzyły się złoto czarne oczy.

- Igrałeś z mocą, której nie byłeś w stanie pojąć, czas na konsekwencje. Będzie to poświęcenie godne bohatera, godne greckiego herosa, czyż nie tym chciałeś zostać? Czemu wymiękasz nędzna istoto. Niszczysz swe zdrowie papierosami, wysiłkiem, wyniszczasz swe ciało, jaka to różnica?

Ciało chłopaka drżało całe z niemocy i strachu. Było mu tak zimno, co zrobić, co zrobić. Tak, chciał być bohaterem, chciał odpokutować za boską wodę, ale na własnych zasadach.

- I ty nazywasz siebie Bogiem?! - wypiszczała postać.

-... To obiecaj mi chociaż, że Jennett przeżyje, mój los jest mi obojętny - wykrzyczał próbując przebić się przez wiatr.

Yarel wrócił do swojej wcześniejszej formy.

- Teraz mówisz z sensem - wyciągnął w jego stronę złotą dłoń - Nie martw się, Bóg ma ją w opiece - uśmiechnął się.

- A..a...a mnie? - wydukał blondyn, mając resztki nadziei.

- Jutrzejszy dzień będzie dniem sądu - anioł odparł niewzruszony, na co pstryknął palcami, a świat snu zaczął znikać.

- Nie, czekaj! - krzyknął, ale białe światło było zbyt oślepiające, do tego stopnia, że wybudził się dysząc.

Złapał się za głowę i pociągnął za włosy próbując złapać oddech. Z oczu zaczęły lecieć mu łzy. W pokoju było ciemno, tylko księżyc i gwiazdy rozjaśniały pokój.

- Wszystko okej? - przebudził się Josh, który został przygarnięty do łóżka. Bardzo się przestraszył i objął go ramieniem.

Byron wtulił się w chłopaka.

- Nie chcę umierać...nie chcę... - szlochał przez łzy na co Josh tylko go mocniej uściskał - Tak bardzo się boję...

- Znajdziemy ją. Spokojnie. Za niedługo egzaminy, pomyśl o balu maturalnym, pojedziecie na studia, zamieszkacie razem... - uspokajał go jak po zwykłym koszmarze, ale ten koszmar był prawdziwy.

Wszystko to brzmiało przepięknie, tylko czy dane będzie mu tego doświadczyć?


-------

Zapowiedzi Amelii
Cześć misie. Jest to ostatni rozdział napisany przeze mnie. Przestałam się łudzić, że skończę tę książkę ALE w najbliższych miesiącach (do końca marca) pojawi się opis zakończenia. Po prostu streszczę wam co i jak, jak historia się zakończy, może będą jakieś dialogi. Będzie smutno i romantycznie. Do tego kilka moich pomysłów na kontynuację albo wersję GO, no zobaczycie po prostu. Mam nadzieję, że do zobaczenia.

Przepraszam...ale przestałam żyć fanfikami a zaczęłam żyć własnym życiem. Matura, a potem studia, miłość taka prawdziwa. Gdy się ma chłopaka, nie myśli się o nieistniejących postaciach. Uwolniłam się od tego. Ale trzymam ich w sercu. Myślę, że będą się tu pojawiać arty. Chcę zrobić redraw moich OCek. Koniec końców jestem pod wrażeniem co ja tu wymyśliłam. Za każdym razem jak czytam tą historię, wciągam się jakbym jej nie znała. Ukształtowała mnie ona jako człowieka. Pisanie bloga nauczyło mnie pisanie ogólnie. Pewnie jeszcze więcej rozpiszę się w ostatnim rozdziale.

Buziaczki <3




środa, 21 grudnia 2022

Żyjemy?

 


Cześć wszystkim którzy tu jeszcze wchodzą z nadzieją, że coś się pojawi lub są w trakcie przygody z historią Jennett i Byron'a. Pewnie się zastanawiacie co z tą końcówką, co się stało z autorką. Żyję, mam się dobrze, nie za wiele się zmieniło. Zdałam prawo jazdy, klasa maturalna takie tam rzeczy. Natomiast nie mam żadnego usprawiedliwienia na moje porzucenie pisania. Porzucenie w cudzysłowie, bo przecież obiecałam wam, że skończę tego bloga za wszelką cenę. Prawda? 

Prawda! Okazuje się, że wymyślenie tego zakończenia jest trudniejsze niż myślałam, a raczej za trudne do napisania ://  Plus mam ogromnego lenia. Skończyłam moją jedną książkę na wattpadzie i osiadło mi się na laurach. Nie mniej jednak zakończenie na pewno się pojawi. Nie chcę podawać konkretnej daty, bo na pewno nie będę się jej trzymać. Polecam tu wchodzić raz w miesiącu, a nóż widelec coś się pojawi. Uwierzcie, że ja również nie mogę się doczekać zakończenia tej historii.

Kocham was, trzymajcie się, nie wiem kiedy to czytacie, ale wesołych świąt!

niedziela, 20 lutego 2022

27. Prawda/Fałsz

 


*W czasie spotkania Odrei z fakeowym Byronem*

- Heej, jak życie? - Byron podbiegł do Axela widząc, że idzie w stronę boiska.

-Chyba dobrze... - odparł jeż, nie rozwinął swojej odpowiedzi jak zwykle. Byli umówieni na krótkie kopanie piłki, aczkolwiek było na to zdecydowanie za zimno. Dlatego po prostu sobie usiedli na ławce przy boisku. - A twoje?

- Też git - odparł i spojrzał w zachmurzone niebo. Ciągle za nim chodziła sprzeczka z Odrei, może Axel chodząc z Jennett do szkoły zauważył coś, więcej? - Czy...czy według ciebie McCurdy w ostatnim czasie zachowuje się jakoś inaczej?

- Inaczej? - spojrzał na niego upewniając się czy dobrze zrozumiał - Jest trochę cichsza niż zazwyczaj, a jak już coś do niej powiesz to zaraz od pyskuje albo się zaśmieje. Trochę to dziwne, ale np. bardziej niepokoi mnie Avril.

Blondyn przeanalizował to w swojej głowie. Przy nim usta jej się nie zamykały, ale to przy nim, a szkoła to szkoła. Przekomarzają się też cały czas, więc chyba nie ma się czym martwić.

- Nie masz wrażenia jakby była kimś zupełnie innym? - dopytywał jeszcze.

- A i owszem mam. Jakby się czegoś bała, unika mnie, reszty drużyny, patrzy tylko przez okno, nawet nikogo nie wyzywa.

- Co? Przed chwilą mówiłeś, że pyskuje.

- Co?

- Co?

- Mówiłem o Avril! W sumie to obie mają na siebie jakiś dziwny wpływ. Avril pilnuje Jennett i każdego jej kroku jakby była jej matką, często rozmawiają o czymś na boku. Myślę, że to może dotyczyć jej ojca. Mieszka z nim, ponieważ nie ma gdzie się podziać.

- O kurczę, też bym nie chciał mieszkać z takim ojcem jak on, ja ze swoim nie umiem wytrzymać. Powiedz jej, że jak coś to ją przenocuję, pewnie ty też ją chętnie weźmiesz - szturchnął go w ramię sugerując co nieco.

- Tiaaa... mój ojciec jak zobaczy Avril w swoim domu to się jej przestraszy - Blaze spuścił głowę. Przyprowadzenie do domu punka, od razu by zostało odebrane przez lekarza jako zdeprawowanie jego syna, a co dopiero potencjalny związek z Avril, na który uwaga, chłopak po cichu liczył. Ale nigdy tego by po sobie nie pokazał. Chociaż ruda kitka rzucała się na niego i się uwzięła to dalej zgrywał niedostępnego. Ale to mu się w niej podobało, ta jej inność, wyjątkowość, że jest jego przeciwieństwem, które tak świetnie się uzupełniają.

- Chyba nie widział jeszcze mnie.

- Nieprawda, nazywa cię ciągle "tym homoniewiadomo od Richarda" - długowłosy wybuchł śmiechem, co jak co, tak go jeszcze nie nazywano.

Axel westchnął. Z panienką Dark naprawdę nie było dobrze, a jak na złość się jeszcze przed nim zamknęła. Ile by dał by znowu zrobiła u niego imprezę.

- Avril jest spoko, może cię trochę nauczy wyluzować, dlatego wam kibicuję.

- Niby w czym? - Love schował twarz w rękach załamując się w tym momencie.

- Nieważne, jeszcze wolno łapiesz - dla niego na pewno Byron za szybko gadał i się poruszał. Zdjął plecak i zaczął coś w nim grzebać i to tak namiętnie jakby miał tam schowany cały dobytek życia - Albo nie, pobawię się w swatkę! 

- Jesteś taki hop do przodu bo niby byłeś w 15 związkach? - spojrzał na niego by łaskawie nie robił sobie z niego jaj.

Tym razem Love spojrzał na niego jak na idiotę. Z plecaka wyciągnął paczkę fajek i wziął jednego papierosa do ust.

- Kto ci takich głupstw naopowiadał? - zapalił sobie, na co Axel się odsunął by nie śmierdzieć.

- Yyyy...ty? Na nocowaniu nietreningowym?

- Musicie przestać brać wszystko co mówię na poważnie - Byron zawsze czuł się jakoś chociaż mentalnie starszy od rówieśników. Drużynę Raimon traktował jak te małolaty przed którymi lubił się popisywać, a sam uważał się za nie wiadomo jakiego pana świata - Poza Jennett miałem jedną dziewczynę i raz przeruchałem się z jednym kolesiem, ale nie wspominam tego za dobrze - widząc jak Axel krzywo na niego patrzy podsunął mu paczkę papierosów pod nos by sobie wziął jednego. Jeż nie skorzystał z okazji dlatego zapalił tylko swojego.

- Zdążyłem zauważyć, że jesteś atencjuszem - odparł bezdusznie nie patrząc nawet na fajki. - I ekscentrykiem.

- Ale lubisz to we mnie co nie? Przyznaj, że tak jak u Avril podoba ci się to - blondyn naciskał na niego, podobała mu się ta szczera rozmowa. Axel przewrócił oczami i odsuwał się niby od dymu, ale Byron był za blisko przekroczenia jego strefy komfortu przez co zarumienił się lekko.

- Powiedzmy, że to podziwiam.

- Miło - uśmiechnął się na to blondyn i odpuścił nacisk - Ale chciałem się spotkać w innym celu niż słuchanie o problemach - Axel podniósł pytająco brew.

- Co prawda w ostatnim czasie nic nie czytałem o tych kamieniach i meteorycie, ale koniecznie muszę sprawdzić czy mi też grozi zmienienie się w jakieś demonopodobnecoś - wyciągnął z plecaka 5 kamieni szczelnie zapakowanych w worek.

- Chyba oszalałeś! - Blaze przestraszył się trochę, że stanie się to samo co w przypadku Jennett - Poza tym demon pojawił się przy wypiciu boskiej wody, ty ją pewnie tam piłeś w hektolitrach i nic się nie stało.

- Wiesz, myślę, że te kamienie są zdecydowanie silniejsze. Dlatego w trakcie meczu Jennett udało się wrócić do swojej formy. Nawet jeśli jakiś demon we mnie mieszka to z nim współpracuję Dlatego spróbujemy najpierw z jednym kamieniem, potem dwoma...

- No...no nie wiem... - wchodził grę jeszcze aspekt, że blondynowi odwali - Nie ma tutaj Avril, która wykasuje ci moc.

- Spokojnie, będzie dobrze - wziął naszyjniki i piłkę z pod ławki i wszedł na boisko. Zdjął kurtkę pozostając w samej bluzie i założył pierwszy naszyjnik, Blaze odsunął się na wszelki wypadek i sięgnął po niedopałek, który Byron od tak wypluł z ust bez zamiaru wyrzucenia go do kosza.

Włosy chłopaka uniosły się delikatnie do góry, mięśnie zadrżały, a oczy zapaliły czerwonym żarzystym płomieniem.

- O kurwa - przeklął cicho blondyn zwijając się delikatnie i łapiąc za serce. Znowu to poczuł, deja vu?...Zaczął się cały trząść, chociaż ten ból był całkiem satysfakcjonujący.

- W porządku? - spytał Blaze widząc, że nie jest w porządku.

Byron nawet na niego nie zważając krzyknął "boska Wiedza". Widok ten nie różnił się niczym od Boskiej Wiedzy z meczów z Zeusem. Chłopak rozprostował skrzydła i uderzył w piłkę z ogromną siłą. Oczywiście jego przebiegły uśmiech zagościł mu na twarzy, zadowolony z jego mocy. Piłka była bardzo mocno kopnięta, mieniła się złotym światłem wleciała do bramki jeszcze chwilę na nią napierając. Love zleciał na ziemię i zachwiał się lekko.

- No i co? Gówno - zezłościł się, że wyszło za słabo. Zaś Axel stojący z boku nie mógł wyjść z podziwu, chociaż wystraszył się nieco kolegi w tym stanie.

Blondyn o dziwo był spokojny, nie odwalało mu jak przy boskiej wodzie.. Mięśnie mu tylko drgały i oczywiście serce zapierdalało jak szalone. Podbiegł do swojego plecaka po pozostałe kamienie, wpadając na genialny pomysł założenia wszystkich pięciu na raz. Białowłosy złapał go za nadgarstek, chyba nie jest na tyle głupi by to zrobić.

- Byron to zbyt niebezpieczne - oświadczył całkowicie poważnie - Co jak rzeczywiście ci się uda? Co jak stracisz kontrolę nad sobą? Nie powstrzymam cię jak Avril.

- Nie ufasz mi? - spojrzał mu prosto w oczy. Love'a nie dało się już zatrzymać.

- To weź na razie 3 i zawieś na ręce, jak coś to łatwo spadną albo ci je zerwę - Byron uśmiechnął się. Wziął kolejne dwa kamienie na rzemykach i wszedł na boisko, zawiesił je na ręce i tylko oplótł wokół palca. 

- Boska Wiedza - z początku było tak samo, ale energia zupełnie inna. Chłopak ledwo uniósł się w górę, a zaczął tryskać wiązkami oślepiającego białego światła. Skrzydła z jego pleców stały się o wiele większe, o wiele bardziej pierzaste. Byron tylko poczuł jak moc go pochłania i jak całkowicie traci siebie. Przez jego ciało przeszedł impuls, który wywołał falę zmian. Włosy mu się zakręciły w tysiące bujnych loków, twarz i skóra wybledła dosłownie do bieli. Pojawiła się masa złotych zdobień,a w okół unosiły się białe piórka. Stał się istotą tak czystą i tak jasną, że oczy Axela patrzącego na to nie były w stanie do końca się otworzyć.

Chłopak, o ile możemy tak o nim mówić, nie kopnął piłki. Zawisł w powietrzu w bezruchu.

- Byron! - zadygotał Blaze i aż zacisnął zęby. Mimo to postanowił zbliżyć się do istoty.

Słysząc to anioł przekręcił głowę wbijając swoje czerwone ślepia w jego stronę. Wzrok ten go niemal sparaliżował, jakby tego było mało anioł wydobył z siebie dźwięk, był on równocześnie ogłuszający jak i przypominał szept, przepełniony chaosem. Złapał się po tym swoimi łapskami za głowę i padł na ziemię, Blaze już nie odważył się podejść bliżej. Gdy stwór znowu rozsunął swoją paszczę, przemówił tym razem ludzkim głosem.

- Nie walcz ze mną głupi człowieku, tylko posłuchaj - znowu ten nieznośny dla uszu ton przeplatający się z ciszą. Anioł łapał się za ramiona i kulił, widać było, że w przeciwieństwie do Jennett anioł nie zajął całego umysłu Aphrodiego. Ale raczej nie nazwałby tego współpracą jak blondyn.

- Uwolniliście Xerces, demona zapieczętowanego w człowieku - anioł zgiął się jeszcze bardziej w pół i chwycił za gardło dusząc i wypluwając strużkę krwi na ziemię - Nędzna ta ludzka powłoka... - wymamrotał jeszcze. Spoglądał swoimi ślepiami na Blaze'a, który zakradł się od jego tyłu by wyrwać kamienie, myśląc, że go nie zauważy. Ku jego zdziwieniu anioł sam odpuścił i za sprawą magicznego jednego błysku skrzydła Byrona się rozpłynęły w powietrzu, a on sam leżał nędznie na ziemi.

Szybko się z niej podniósł do siadu, bo musiał kaszlnąć. Oddychał ciężko i trzymał się za serce, które go tak bardzo bolało i nawalało jakby miało wyskoczyć z jego klatki. Łzy ciekły mu strugami po oczach, nie był w stanie złapać porządnego oddechu. Patrzył na Axela, który przykucnął przy nim.

- Już dobrze - zsunął mu naszyjniki z ręki - jestem. - złapał go za rękę.

- Ya...ja...rel...Yarel - białowłosy spojrzał na blondyna niepoważnie co próbuje z siebie wydusić poprzez pojedyncze sylaby - Yarel to imię...tego...tego czegoś - Aphrodi łapał się za głowę czuł jakby mózg miał mu eksplodować. Chodziły mu po głowie różne szepty, jęki, piski.

- Po co ci to było? - mimo podziwu wobec tego dziwnego zjawiska, Axel bardziej widział w tym jak mocno to wycieńczyło blondyna, pytanie czy mogło go to zabić? Anioł wspomniał o "słabej ludzkiej powłoce", czy chodziło mu o problemy kardiologiczne blondyna? I to jak ma chory i wyniszczony organizm?

Love znowu zaczął płakać. Axel pomógł mu wstać i założyć kurtkę, by chociaż się nie przeziębił. Był cały rozpalony, roztrzęsiony i w jakimś stanie apatii, może jeszcze zemdleć jak Jennett. Ale on ma więcej siły i zaparcia niż jego dziewczyna. Wyciągnął ze swojego plecaka, jeden z zeszytów i długopis by wszystko zapisać cały ten mętlik w głowie. Biedny tylko nie był w stanie utrzymać długopisu.

*po tym jak Avril była świadkiem scenki Josha z Odrei*

Po dłuższej chwili Aphrodi napił się wody i nieco uspokoił. Axel wziął go pod ramię i postanowił odstawić pod dom. Jechali pociągiem, gdy zorientował się, że zostawił pod ławką piłkę, no cóż będzie musiał się wrócić jak tylko odstawi chodzące zwłoki do domu. Oboje postanowili zostawić to co się zadziało w niepamięć, pozostanie tylko w ich rozmyśleniach. Byron zdecydowanie musiał odpocząć.

Tak właśnie wracał Axel po swoją piłkę, miał jeszcze z 3 w domu, ale szanuje swoje rzeczy i pieniądze. Myślał już tylko o tym by zdążyć na swój pociąg albo autobus, gdy otrzymał smsa od Avril, co go nieco zdziwiło.

"Kochałam cię"

Serce Blaze'a zabiło szybciej, pytanie czy pod wpływem wiadomości, że również darzyła go miłością, czy ze strachu, że coś się stało.

"Coś się stało?" kółeczko niezamalowane czyli już nawet nie jest aktywna. Po prostu do niej zadzwonił, niech to będzie jej głupi żart albo żeby coś źle interpretował.

Cisza. Nie odbiera.

Co zrobić? Co zrobić? Zaczął się rozglądać w około, może gdzieś była? Albo pojedzie do niej do domu? Jego wzrok spoczął na moście, na którym ktoś stał i to nie na chodniku, a na barierce! Nietrudno było rozpoznać tę postać, ponieważ na wietrze unosił się długi kucyk w kolorze czerwonym, a wraz z nim czarny płaszcz charakterystyczny dla panienki Dark

- AVRIL?! - Axel czym prędzej pobiegł w stronę mostu by uratować dziewczynę przed tragedią. Chce się zabić?! Chyba jeszcze nigdy nie biegł tak szybko, nie liczyło się nic innego by ją złapać i ściągnąć na ziemię. Jeśli to tylko głupi żart to sam ją zaraz zabije gołymi rękoma.

- Avril! - wybiegł zza uliczki wbiegając na most. Dziewczyna obróciła głowę w jego stronę zalana łzami, widać było, że jedyne wyjście ze swojej sytuacji widziała w skoku.

Co za pokręcony dzień?! Wszystkich musi ratować!

- Spokojnie, nie ruszaj się! - podbiegł w jej stronę.

- Axel ja już dłużej tak nie mogę! - wyjęczała zrozpaczona, ledwo też już trzymała równowagę na tej barierce.

- Avril, jeszcze się wszystko ułoży, pomogę ci - uważał mocno na słowa i kroki, które ostrożnie stawiał by się przybliżyć. Wyciągnął w jej stronę rękę by za nią złapała.

- Nie! - nakrzyczała na niego - Jestem kulą u nogi wszystkich! Wszyscy mnie nienawidzą, mam dość bycia tą złą! Do tego nikt mnie nie kocha...- zaciskała oczy i mimowolnie wyciągała rękę w stronę Axela, ale gdy tylko otworzyła je z powrotem i spojrzała w dół, straciła równowagę. To były sekundy jak Avril z piskiem zlatywała z barierki widząc swoją śmierć. Na szczęście Blaze był wystarczająco blisko by złapać ją za rękę i pociągnąć w swoją stronę.

- Ja cię kocham - wydusił wykorzystując wszystkie siły by wciągnąć z powrotem dziewczynę. Chociaż nie do końca był pewny czy w ogóle uda mu się ją złapać i również miał przed oczami widok topiącej się dziewczyny.

Wylądowali na chodniku. Nastolatka chowała twarz w ramieniu chłopaka, w głębi duszy właśnie na to liczyła, że przyjdzie i ją uratuje, chociaż myśli samobójcze chodziły za nią od dawna. Białowłosy głaskał dziewczynę po włosach, starając się ją uspokoić.

- Już dobrze, jestem tu - dziewczyna wypłakiwała mu się w kurtkę

- Ja...ja nie jestem zła, naprawdę. Bardzo was wszystkich lubię, nawet Jennett... przeze mnie mój ojciec ją wykorzystuje, zostawiłam ją samą na Fuji, a Byron teraz posuwa Josha. Nigdy sobie tego nie wybaczę! - coś tam gadała pociągając nosem, Axel trochę średnio rozumiał, nie wiedział też co zrobić, co powiedzieć i jak ją uspokoić.

- Jennett ci wybaczyła przecież, wszyscy uważają cię za członka drużyny, jesteś świadoma, błędów, a to naprawdę ważne...

- Ale jestem sama, moja rodzina to kryminaliści. Nawet nie wyobrażasz sobie jakie brzmienie nosi ze sobą posiadanie nazwiska Dark. Nie zasługuję na tak dobrego człowieka jak ty, nie chcę cię splugawić...a ja cię kocham - odkleiła się i spojrzała mu w jego ciemne oczy, w końcu wyznając to co naprawdę czuje. Axel wiedział swoje, przecież Avril nie musi w żaden sposób na niego zasługiwać, nie zmieni go, poza tym on kocha ją taką jaka jest.

Chłopak już to powiedział, a nie lubi się powtarzać, więc po prostu przyciągnął ją trochę bliżej i pocałował w usta. Było to bardzo niezdarne, ale i urocze, przytulili się do siebie.

- Nie jesteś sama kurwa, zawsze będę przy tobie, przy was wszystkich, przed chwilą odwiozłem mdlejącego Byrona do domu. Naprawdę cię kocham i kochałem, ale dopiero niedawno dorosłem do tego by zaakceptować to uczucie i ci je wyznać - wszystkie te akcje Avril, odpychanie Jennett, mające na celu zbliżenie się do jeża działały, tylko sam zainteresowany był zbyt wstydliwy.

- Czy ty właśnie przekląłeś? - wycierała łzy rękawem i nareszcie zaczęła się śmiać.

- Tego nie było - zaśmiał się szczęśliwy wraz z nią.

- Wspomniałeś coś o mdlejącym Byronie.

- Ty też coś wspomniałaś o Byronie i Joshu, i Jennett - Avril znowu zrzedła mina. - Przecież wszyscy są na swoim miejscu.

- No właśnie nie...mój ojciec mnie zaszantażował. Jak się rozdzieliliśmy i poszłam z Jennett, zaatakowali nas ci kosmici wraz z Joshem. Debil dostał moją posadę u boku ojca. Dzięki kamieniowi ma moc zmieniania się w kogokolwiek zachce i podmienił Jennett, a ona tam została. Nie mogę spać, bo tak bardzo się o nią martwię, a jak myślę, że Byron nie wie, że Josh to Jennett to zbiera mi się na wymioty - schowała twarz w dłoniach - to wszystko moja wina.

- Nie obwiniaj się, bałaś się po prostu. Dziękuję, że powiedziałaś prawdę, teraz nagle mi wszystko rozjaśniłaś... - przeanalizował to co działo się w szkole - może jutro umówimy się z Byronem, zdemaskujemy Josha i wypytamy o szczegóły?

- Chętnie spiorę go po twarzy!

Wstali w końcu z zimnego chodnika i skierowali się do domu na zasłużony odpoczynek.

*

Odrei siedziała cicho, ale bezczynnie usiedzieć nie mogła. Z tego całego Josha naprawdę paskudny typ, jest wart ich dyrektora Steven'a. Skoro z bruneta już raczej nic nie wyciśnie, może trzeba zasięgnąć wiedzy u źródła? Pogrozić dyrkowi albo go pośledzić by ją doprowadził do Jennett. Już sobie wyobrażała jak wygarnie Byronowi ze swoim "A nie mówiłam?". Wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą i stukała o ławkę kamieniem, który otrzymała od Josha, a gdyby tak spróbować tego o czym tyle biadolił Byron?

- Odrei, Odrei Smith... - obudziło ją wołanie nauczycielki, nawet nie ogarnęła kiedy przestała pisać, a zwykle bardzo uważa, zwłaszcza na matematyce - Jaki wynik ci wyszedł dziecko? Ciąg jest arytmetyczny czy nie? Chodź, rozwiążesz nam ten przykład.

Problem w tym, że dyrektor był na "urlopie", ale ponoć ma dziś specjalnie przyjść na radę pedagogiczną, całe szczęście. Menadżerowie klubów też w tym czasie mają zebranie podsumowujące wyniki w ostatnich miesiącach, po prostu się szybciej zerwie i pójdzie do sprzątaczki po klucz. Jak całe to zamieszanie się skończy, będzie działać z samorządem i może próbować zmienić dyrektora.

Szkoła już była dawno zamknięta i tylko menadżerowie i nauczyciele jeszcze tam kiblowali. Zdobyła kluczyk i teraz musiała się gdzieś schować. Pod biurkiem? Chyba jest za duża...W szafie? Póki nie weźmie kurtki będzie dobrze. Wyskoczy i...trzymała kurczowo fioletowy kamień mając nadzieję, że uda jej się ożywić Strzałę Śmierci i sparaliżuje na chwilę mężczyznę.

Wybiła 17, rada powinna się skończyć. Serce zaczęło jej tak walić, że miała wrażenie, że ludzie poza pokojem ją usłyszą. Wtem wbił pan Steven już minutę po. Był wściekły, Odrei wyglądała przez dziurkę. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego.

- Co to ma znaczyć?! - wydarł się do telefonu - Czemu nie dostanę swojego kryształu?!

- Z naszego algorytmu wynika, że do wykrzesania z Pana mocy potrzeba za dużej ilości kwarcu...cóż mam powiedzieć, nie da się uwolnić mocy nie mając nic w sobie.

- Twierdzisz dziadku, że jestem beztalenciem?!

- Nie chciałem być nie miły.

- Kurwa, wszyscy jesteście jak mój ojciec. Potrzebuję tej mocy! Chcę w końcu pokazać wam wszystkim, że ja też potrafię i przyćmić mojego ojca.

- Przecież moje dzieci zniszczą Raimon już wkrótce, naprawdę proszę nie wydziwiać.

- Wydziwiać?! Przecież mieliśmy umowę! Daję wam demona do tej całej waszej armii, za moc, która będzie gromić ludzi!

- Tłumaczę ci, że jest to niemożliwe, jesteś w tych 20% na których meteoryt nie działa. Jak chcesz niszczyć to pomóż przy mojej armii uzdolnionych.

- W niczym ci nie pomogę dziadu! Jak nie potrafisz się wywiązać z umowy, to jadę po Jennett.

- Nie możesz ona już jest członkinią...

- Nie obchodzi mnie to, mój ojciec wymyślił zakazaną technikę, którą ona użytkuje bez bólu, w niej jest uśpiony demon, z którym spisałem pakt, jest moja więc zrobi co jej rozkażę! Chciałem wam ją zostawić, ale jak nie dostanę kamienia to Xerces pomoże mi w tym planie! W sumie nawet do jej przebudzenia nie potrzebowałem waszego meteorytu, bo te głupie dzieciaki ją przebudziły!

- Nawet nie waż się tu przyjeżdżać!

- Żegnam, a raczej do zobaczenia - rozłączył się i wypuścił powietrze z ust uspokajając się - Dobrze, że się wyniosłem do swojego domku, jeszcze by ją ze mną znaleźli - dreptał po pomieszczeniu.

Odrei jeszcze nigdy nie siedziała tak cicho i nie ściskało jej w żołądku. Chyba zawiązał jej się tam supeł. Steven sam jej wszystko wyjawił, trochę nie ogarniała, ale udało jej się włączyć dyktafon. Żeby teraz nie otworzył szafy!

Na jej nieszczęście Steven musiał się jak najszybciej ubrać i wyjść.

Już wyciągał rękę w stronę szafy, gdy do pokoju ktoś wszedł.

- Panie dyrektorze, możemy prosić na chwilę pana do pokoju samorządu? Mamy trzy wersje rozplanowania budżetu klubu i potrzebujemy opinii. Był to Eter, szkolny sekretarz, spinał się, że klub piłkarski za dużo wydaje, a teraz ratuje jej dupę. 

Dyrektor przewrócił oczami i wymamrotał coś pod nosem, ale wyszli. Odrei miała coś jeszcze grzebać i mu grozić, ale chyba nie była w stanie. Po prostu wybiegła i od razu napisała do Byrona z pytaniem co robi i gdzie jest.

*

Już było po 17, a o 17;30 zaczynał się wieczorny trening. Kara Jennett za wybryki zdawała się nie mieć końca. Dzisiaj również była odpowiedzialna za przyszykowania toru przeszkód, a jeszcze przed tym wszystko musiała wysprzątać. Jak to się działo, że z treningu na trening tak bardzo się tam kurzy mimo jej starań? A nie czekajcie, mówimy o tej Jennett, przecież ta się nie nadaje do sprzątania, zaś jak przychodzi tą Jennett to kurz aż się boi osiadać.

- Ty mnie jawnie wykorzystujesz! Jeszcze dobrą godzinę bym mógł posiedzieć w domu! - Love też nie czuł się na siłach, nie poszedł nawet do szkoły i spał, bo męczyły go szepty w jego głowie. Ale czego się nie robi dla swojej dziewczyny?

- Oczywiście, że cię wykorzystuję! Ale czy można nazwać to wykorzystaniem skoro o tym wiesz i się na to godzisz? Poza tym co byś robił? - wynosili kilka płotków i ciężarków z ich domku klubowego by zanieść je do centrum treningowego.

-Axel i Avril coś do mnie pisali, ale ich ubiegłaś - McCurdy skrzywiła się słysząc imię Avril. Jak coś chcieli, ale bez jej towarzystwa to mogło być to dość podejrzane.

- Jakoś nie mam siły na piłkę nożną, zastanawiam się czy się nie ulotnić - mówił Byron rozkładając płotki. Jak widział to co sam ustawiał robiło mu się ponownie słabo. Przespał pół dnia i znów mu gorzej. - Tak naprawdę czekamy tylko na ostatni mecz z Kirkwood. Przekładają go przez ciągłe opady śniegu, a inne stadiony są zajęte.

- Leniu! Trzeba trzymać formę!

- Kto to mówi? - popatrzył na nią jak na idiotkę, przecież to od czarnowłosej zaraził się lenistwem. Ta też by ciągle tylko spała.

Wtem drzwi wejściowe zaskrzypiały,a zza nich wychyliły się dwie postacie. Już myśleli, że to trener kontrolujący ich pracę, a tu...Axel i Avril. Jennett od razu popatrzyła na nich spod łba.

- Heej, pomóc wam? - pierwszy odezwał się jeż.

- Pomóc? Mieliśmy tylko usiąść i upajać się ich harówką - wbiła swoje ostre spojrzenie w Jennett, która odpowiedziała jej tym samym jako ostrzeżenie.

- Czyżby? Czym sobie zawdzięczamy tę wizytę, o wielka pani? Może jeszcze tron ci przynieść? - nastolatkę podirytowało jej towarzystwo. Jak nie chce z nią współpracować niech chociaż nie wchodzi jej w drogę

- Postoję, i tak przyszliśmy tylko się z tobą szybko rozprawić...Joshi... - oczy Jennett się rozszerzyły. Zdrajczyni! Nie dała jednak nic po sobie poznać, a Byron patrzył się na dwójkę nie rozumiejąc co się dzieje.

- O co wam chodzi?- spytał zdezorientowany.

Axel złapał Avril za rękę by dodać jej i sobie pewności.

- Jennett stojąca przed tobą nie jest prawdziwą Jennett! To...

- Avril... - warknęła nastolatka by nawet nie śmiała tego mówić.

- Wszyscy w okół o tym się przekonali tylko nie ty! A spędzasz z nią najwięcej czasu!

Byron bardziej wierzył w magię kamieni czy anioła, którego uwolnił albo w to, że pozna kiedyś osobiście Leo Messiego, niż ktoś podszywa się pod Jennett...zwłaszcza Josh.

- Jenny, o czym oni mówią? - spojrzał z nadzieją na swoją dziewczynę, że to wszystko to jedna wielka pomyłka, Josh również nie zamierzał kończyć swojego teatrzyku.

- Sama nie wiem, większej głupoty nigdy nie słyszałam. Poprzewracało wam się w głowach od tych kamieni! 

- Naprawdę dobrze się spisałeś, ale pora to skończyć Dun. Z resztą to trochę gejowe, że przybierasz postać dziewczyny swojego ex kolegi by się z nim przeruchać - teraz to czerwonowłosa poleciała po bandzie. Cóż się dziwić, była wściekła, wściekła, że ojciec wybrał jego, a nie ją, że okłamuje wszystkich w około, a prawdziwa Jennett teraz cierpi.

- Okej... - teraz blondynowi zrobiło się naprawdę dziwnie.

- Chyba im nie wierzysz?!- desperacko próbowała się uratować grając na emocjach.

- Jak nie ufasz mi to chociaż zaufaj Odrei, przecież mówiła to samo! - krzyczała Avril

- Zamkniesz się w końcu rudzielcu?! - wydarła się wściekle - Komu bardziej ufasz, mi czy im? - zwróciła się w stronę chłopaka, z prawie takim samym bólem w oczach jaki Jennett zawsze miała.

- Sam się przekonaj - rzekł w końcu Axel.

Love patrzył to na swoich przyjaciół, to na Jennett, której ufał, a skoro jej ufał to ona nie mogłaby nadszarpnąć jego zaufania. Po prostu ją sprawdzi.

- Jenny...gdzie masz swój talizman szczęścia? - wydukał, tylko takie pytanie przychodziło mu do głowy i miał nadzieję, że odpowie na nie dobrze. Naszyjnik z połową serduszka cały czas nosiła na szyi, więc powinna z łatwością go wskazać.

McCurdy trochę spanikowała, ale wzięła wdech i wydech analizując wszystkie znane jej przedmioty, które mogły tym talizmanem być, aż ją olśniło. Kiedyś Burn wygrał w automatach dla Jennett mały breloczek z misiem. Chociaż czerwonowłosy to przeszłość zauważył, że Jennett dalej trzyma tego miśka przypiętego do sportowej torby. Z dumą po niego pobiegła i wróciła machając nim zadowolona.

Avril i Axel nie mieli pojęcia czy to poprawna odpowiedź, patrzyli na rozwój wydarzeń. Byron uśmiechnął się w stronę dziewczyny jakby zadowolony, podszedł do niej bliżej z zamiarem przytulenia. Jennett również czuła się zwycięsko. Zbliżyli się, a blondyn niespodziewanie chwycił za jej włosy i silnym ruchem sprowadził do dołu dodając kopa w brzuch kolanem. Poziom zdziwienia obserwatorów wywindował na taki sam poziom jak ból Jennett, która nie mogąc wytrzymać w tej postaci zmieniła się z powrotem w Josha...

- Ty chuju, padalcu od siedmiu boleść... - głos mu się łamał, ale to tylko przez wściekłość, która z niego kipiała. Co zrobiłeś Jennett?!

- Też cię miło znów widzieć przyjacielu - podniósł głowę i uśmiechnął się przebiegle, na co blondyn znowu mu przywalił.

- Byron! - krzyknął na niego Axel by nie przesadzał, widział jak przemawiał przez niego boski gniew.

- Gdzie ona jest?!

- Tak ci źle było ze mną Anthony? Chyba nie, skoro dopiero się ogarnąłeś. Zostawiłeś ją na górze Fuji - blondyn warknął, uświadomił sobie i zażenował się na myśl co robił z Joshem myśląc, że to Jennett - Może obwiń swoją koleżankę? Tak jej zaufaliście, a zataiła przed wami ten fakt.

Love spojrzał na Avril nie dowierzając. Jej już nie ruszały słowa Duna'a, nie musiała się usprawiedliwiać aczkolwiek bolało ją to jak ucierpiał na tym Aphrodi.

- Ona dobrze się tam bawi...z Burnem - zachichotał. Blondyn słysząc to przezwisko się zachwiał, zadziałało to jak płachta na byka. Zacisnął pięść i ponownie go uderzył. Nie czuł się ani dobrze ani stabilnie, ale przepełniała go furia. Upadli z Joshem na ziemię, ale żeby było śmiesznie brunet przemienił się właśnie w blondyna. Jakież było zdziwienie Aphrodiego gdy ujrzał przed sobą swoją twarz.

- Brzydzę się tobą!

- Miałeś na myśli sobą? Co zrobiłeś Jennett?! - Josh zaczął grę w zgadnij kto to.

- Co? Raczej co ty zrobiłeś?!

- Ruszycie się czy nie?!

Blaze i Dark tylko stali i patrzyli jak dwóch długowłosych chłopców tarza się po podłodze. To był ułamek sekundy, a stracili rachubę kto jest kim.

- To mój ojciec jest za to odpowiedzialny, wydał ją kosmitom, ale obiecali, że jej nie skrzywdzą, bo jest dla nich ważna - tłumaczyła Dark zbliżając się do chłopaków próbując jakkolwiek ich rozróżnić.

- Ciebie nie słucham!

- Głupia jesteś! 

Ruda kitka miała już po dziurki w nosie wszystkich.

- Kasowanie! - rzuciła bez namysłu nad nazwą wierząc, że się uda i rzeczywiście skupiając się na dwójce chłopaków, i wlepiając w nich swój wzrok, z jednego z nich przeszła zielona smuga zmieniając go z powrotem w Josha. Prawdziwy blondyn aż się uśmiechnął widząc tą obitą buźkę Dun'a.

Chłopak spojrzał na swoje ręce, próbował się znowu zmienić, ale nic nie działało. Wiedząc, że nic nie zdziała od razu zwiał i to najszybciej jak pozwoliły mu nogi. Love nie umiał się podnieść, ale miał pewnego asa w rękawie.

- Rajski czas! - pstryknął palcami...ale nic się stało, czas leciał dalej...Avril wykasowała też jego moc?! Zaraz wróci, ale Josh już nie.

Dopiero jak starał się otworzyć metalowe drzwi, Axel ruszył za nim, ale brunet zdążył za nie wybiec.

- W porządku? - czerwonowłosa podeszła do Byrona i klęknęła przy nim. Zagarnęła kosmyk włosów za ucho, było jej trochę głupio w związku z całą tą sytuacją.

- A jak myślisz? - był rozchwiany do tego Josh go zadrapał. Na pewno mu było głupio i przykro. - Później to sobie wyjaśnimy. Trzeba ustalić jakieś hasło, pewnie zaraz tu wróci zmieniony w Axela.

I rzeczywiście Blaze wyłonił się zza metalowych drzwi.

- Nie złapałem go... - otworzył drugą połowę drzwi - ...ale ktoś inny już tak.

Stała tam Odrei i trzymała w ręku łuk stworzony z granatowoczarnej energii, na szyi miała naszyjnik z kamieniem, a Josh stał nieruchomo jakby miał zostać zestrzelony niczym w squid game. Właściwie to został zestrzelony przez Smith.

- Odrei! - krzyknął Love nie wierząc w to co widzi.

- Miałam tego nie mówić, ale powiem. A NIE MÓWIŁAM?!

- Mówiłaś... - jest gotowy na oberwanie po głowie i godzinny ochrzan.

- Śmieszne, bo sam mi dał ten kamyczek - poklepała chłopaka po nieruchomym ramieniu. - Co z nim zrobimy?

- Sprzedamy na organy - zaproponowała Avril.

- Ja mam lepsze pytanie, jak odzyskamy Jennett? Jedziemy znowu na Fuji? - myślał Blaze, gdyż Byron już nie miał siły o tym myśleć.

- Jennett już tam nie ma... - wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na Artemidę, nawet Josh jakoś przekręcił gałki oczne. - Słyszałam rozmowę Steven'a, mam ją nawet nagraną. Pojechał ją zabrać stamtąd. 

- Mówił coś co z nią zrobi? - Avril miała nadzieję, że nic głupiego albo jeszcze się uda jej go powstrzymać. 

- Mówił o jakimś domku, bo w mieszkaniu go ktoś niby dorwie - kitka poskubała się po brodzie myśląc.

- Jak on może ją tak wykorzystywać?! Traktować jak rzecz, swoją własność, co oni z nią robili na tej górze?! - mamrotał Byron pod nosem. Naprawdę się stresował, czarnowłosa mogła być w ogromnych kłopotach.

- Mówił, że Jennett i jej moc są jego bronią, zamiast mocy kamienia - i ponownie oczy zebranych zostały wryte w brązowowłosą. - Podpisał z nią cyrograf, jak z prawdziwym demonem, którego " przebudziły te głupie dzieciaki"... wiem, że to nie ma sensu co mówię, ale siedziałam w szafie.

"Przebudziły" znowu zadudniło w głowie Byrona jak echo.

"Przebudziliście Xerces..." usłyszał wczoraj.

- O kurwa... - wymamrotał Love, ale niesłyszalnie dla innych, w co oni się wpakowali?!

- Nie narzekajcie na swoich ojców, naprawdę - załamywała się Avril - Bardzo możliwe, że wziął McCurdy do swojego domku letniskowego w lesie. Swoją drogą to miał mnie tam wziąć...

- Idziemy! - zerwał się natychmiastowo Love.

- Nie - od razu zabronił mu Axel - potrzebujemy planu - I pomyśleć co zrobić z tym jegomościem.

*

- Mam cię! - krzyknęła Jennett w momencie gdy złapała Burna na końcu korytarza i ścisnęła skrawek jego koszulki dając mu do zrozumienia, że został złapany. Chłopak nie wyhamował i wraz z nią wpadli na ścianę. Za nimi szedł Gazel załamując się tą głupią zabawą.

- Zmęczycie się jeszcze przed treningiem.

- Masz rację, gra w chowanego jest mniej męcząca - powiedział Burn na co białowłosy przewrócił oczami.

- Może chociaż młodsze dzieciaki w to zaangażujecie? 

- Już wczoraj ogarnialiśmy dzieci, idź ty z Desarmem się z nimi bawić jak taki chętny jesteś - zarzucił koledze Burn.

- Jesteś zły, bo cię nie lubią - pokazał mu język - To Jennett przyciągnęła ich całą uwagę! A tak się broniła, że nienawidzi dzieci. Pewnie po cichu to już swoje z Byronkiem planuje - czarnowłosa wybuchła śmiechem. Średnio przepada za dziećmi, ale wczoraj jak dały popalić Burnowi było całkiem zabawnie.

- Ja po prostu wymyśliłam im zabawę w kole, nie moja wina, że gra w pif-paf stała się zamachem na ciebie.

- Mogłaś ich powstrzymać! - upsi. McCurdy wzruszyła ramionami.

- Mówię wam, że na pewno się ucieszą jak je zaprosicie do waszej zabawy w berka po korytarzach.

- Sorki chłopcy, ale umówiłam się z Ulvidią - zastanowiła się czy podawać prawdziwy powód - będzie robić mi paznokcie. - dopowiedziała trochę ciszej.

Dwójka nastolatków dostała laga umysłu.

- Ulvi? Tobie? Paznokcie? - zamrugali dwa razy nie dowierzając, że Jennett robi cokolwiek z paznokciami.

- Sama mi to zaproponowała, a przydałoby mi się odświeżyć te rydle. Dobra spadam, bo zaraz obiad będzie - machnęła ręką i potruchtała do pokoju dziewczyn.

- Ależ ona się zmieniła co? Z chłopczycy stała się prawie dorosłą kobietą - skomentował Gazel również odchodząc, ale jego kumpel nie poszedł za nim - Jak dojdzie do dnia inwazji, znienawidzi nas...

- Jestem! - wbiła z buta dziewczynom do pokoju.

- Fajnie się ganiało po korytarzu? - zapytała Keeve (ta fioletowowłosa z Genesis) 

- Zwariować można, tu jest jak w klatce i to pod ziemią! - dziewczyny nie skomentowały. W przeciwieństwie do niej mogły wychodzić kiedy chcą, bynajmniej nie teraz, bo do wcielenia planu ojca w życie pozostało niewiele czasu.

- Dlatego żebyś nie zdziczała i nie zarosła zrobię ci piękne paznokcie - pociągnęła ją by cupnęła sobie po drugiej stronie stołu zupełnie jak na randce.

- Nie myśl sobie, że to jakiś mój akt dobroci. Ćwiczę do szkoły - Ulvidia zdążyła wspomnieć, że pragnie zostać kosmetyczką dlatego chodzi do szkoły do zawodowej. W wolnej chwili malowała każdą koleżankę, nawet Gazela zmusiła to bycia jej modelem.

Co Jennett zdziwiło na początku? Że wszyscy chodzą normalnie do szkół jak normalni ludzie! Bo to są normalni ludzie...

- Ta, ta, po prostu jej zaimponowałaś swoją zwinnością na treningu.

- Ej! - obwrzeszczała koleżankę, a na jej twarz wpłynął lekki rumieniec - Ale to było takie super jak przemknęłaś przez ten tor niczego nie przewracając!

- Wiesz...Kiedyś tańczyłam i dużo nawyków, i trików z akrobatyki mi zostało - podrapała się po brodzie zadowolona z komplementu.

- Czad - niebieskowłosa naprawdę była nią zafascynowana, ale w inny sposób niż Gran. Wyciągnęła bardzo delikatny perłowy lakier, by nie szaleć nie wiadomo jak. - Musisz wstąpić do Genesis - dalej ją chwaliła.

- Wstąpi, wstąpi, Gran się już o to postara - Keeve chociaż leżała z gazetą na swoim łóżku była aktywnym uczestnikiem rozmowy.

- Burn też się stara - zauważyła słusznie Ulvi.

- Jednak to z nami trenuje. W ogóle to nie chciałaś jej, bo Granusia ci zabierze a teraz co? - chyba Jennett im w ogóle nie była potrzebna do rozmowy.

- Gran to nocami przebywa w pokoju Reiziego...

- Co nie zmienia faktu, że się w nim podkochujesz - zachichotała chowając twarz w gazecie zanim oberwie.

- Jezuuu bądź cicho! - przez to wszystko prawie wyjechała pędzelkiem.

- Nie wiem czy to was pocieszy, ale ja mam chłopaka - próbowała się wtrącić McCurdy.

- Naprawdę?! - wrzasnęły obie. Ogólnie są strasznie krzykliwe - Opowiedz coś o nim!

- Były kapitan drużyny Zeusa - oczywiście, że dziewczyny były na bieżąco z rozgrywkami międzyszkolnymi.

- O kurde, to to nie jest baba? Byron...chyba tak miał na imię...naprawdę? - Ulvidia nie chciała go obrażać ani gustu Jennett, ale teraz była spokojna o Grana.

- Pizdeczka trochę, ale w sumie piłkę umie kopać.

- Jak go pierwszy raz zobaczyłam też tak pomyślałam. Nie jest ani trochę w moim typie! Bardziej podobał mi się Axel, nasz kolega, ale serce nie sługa.Trochę jesteśmy jak ogień i woda, ale tworzymy wspólną całość i mamy zdecydowanie dużo wspólnego. Prawie się okazało, że jesteśmy rodzeństwem!

- Słyszałam tą historię - ucieszyła się niebieskowłosa - Dlatego tu jesteś, bo jesteś taka jak my, bez starych!

Nastolatka nie chciała na to odpowiadać. Zauważyła w tym miejscu tendencję do nienawiści wobec swoich i wszystkich rodzicieli.

- Eh, chciałabym mieć chłopaka - westchnęła Keeve. 

- To staraj się o Desarma - zaproponowała Ulvi, wiedząc, że na niego leci.

- Przecież kręci z nim Maquia!

- A dużego ma? - Jennett aż podskoczyła na to dziwne wtrącenie.

- Skąd mam wiedzieć?! - Keeve spojrzała na koleżankę jak na idiotkę - Maqui się spytaj!

Naprawdę na złą stronę zeszła ta rozmowa, a przez robione paznokcie Jennett nie miała jak uciec.

- Nie on! Hermafrodyta! - wlepiła wzrok w McCurdy.

Chyba na za dużo sobie pozwalają.

- No chyba normalnego... - naprawdę było jej niezręcznie.

- Ile? - dopytywała się jej kosmetyczka.

- Nie mam linijki w oczach!

A Burn ile ma?

- Jezu przestań!

- No co? Tylko się śmieję!

Chociaż brakowało w jej życiu koleżanek tak szukanie ich na siłę chyba nie ma sensu. Ale na razie nie miała innego wyboru...Avril? Sama nie wie co o niej ma myśleć, ale w ogólnym rozliczeniu nie jest na nią szczególnie zła. W końcu cały pobyt tutaj zlał jej się w jedno, kompletnie straciła rachubę czasu. Bardzo możliwe, że zrobili jej pranie mózgu, ponieważ codziennie podpinają ją do jakiś dziwnych kabelków. Czasami zabierali ją z treningów i testowali nie wiedzieć czemu. Przynajmniej nie kazali jej przywoływać demona. Treningi odbywały się bez użycia kamieni, wszyscy trenowali swoje wewnętrzne zdolności by było co podrasowywać. Dostawała jeść, dużo i smacznie. Josh uczył się za nią, chyba. Trenowała. Dobrze się bawiła, jak na obozie czy koloni. Chyba serio jej coś zrobili...

Od razu stała się członkiem "rodziny". Jak na początku Burn jej za wiele nie mówił, tak teraz wie w sumie wszystko.

Że to nie są żadni kosmici tylko prezentacja przed prezydentem nowej armii i sposobu na walkę. To tylko pokrzywdzone dzieci, które robią to wszystko dla ich "ojca". Jak przebywanie tutaj jej się podobało to koncept armii już nie. Co właściwie ta armia ma robić? Chyba jeszcze czegoś jej Burn nie powiedział. Jednak nie miała jak się wykręcić z tego planu, chyba, że przybędzie po nią koń na białym rycerzu.

Na obiad zjadła dorodnego steka i znów przyszło jej czekać nudząc się na kolejny trening.

Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, dlatego poszła znów porobić kółka licząc, że może spotka gdzieś Burna i znowu zaczną się ganiać.

Jednak o wiele lepszym rozwiązaniem było pójście do sali z grami, pokoju dla prawdziwych gamerów. Jak w domu dziecka zapewniają takie rzeczy, to nie dziwi się, że wszyscy mają wywalone w rodziców.

Siedział tam tylko Reize i pykał coś na konsoli, nawet nie zauważył jak Jennett wchodzi. Był ubrany w swój kosmici strój, dlatego zastanawiała się na co on tu czeka. Średnio się na tym znała, ale Xbox którego znalazła nie mógł być trudny w obsłudze, podobnie jak Just Dance. Wybrała randomową piosenkę i zaczęła się ruszać jak postać na ekranie. Zielonowłosy dosłyszał, że coś mu śpiewa nad uchem i spojrzał krytycznym okiem na ruchy Jennett.

McCurdy zaczęła puszczać samą Katy Perry, piosenka za piosenką, dopiero jak postanowiła pójść się napić, ogarnęła jak dużą ma widownię. Dzieciaki słysząc muzykę zleciały się zobaczyć co się dzieje. Wpatrywały się w nią z ogromnymi oczami wraz z Ulvidią ( również ubraną w swój strój) na czele. Była pod jeszcze większym wrażeniem umiejętności Jennett.

- Eeem...chcecie ze mną?

Jak dzieci się dorwały to oderwać nie mogły. Nawet Reize tylko udawał, że grał by podpatrywać jak się bawią.

- Jenn, Jenn! Już wiadomo! - idealnie z końcem piosenki do pokoju wbił Burn. Czarnowłosej aż rozszerzyły się oczy. Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy bać. W oczach chłopaka dostrzegła podekscytowanie, pewnie liczy, że to na jego drużynę trafi. Natychmiast wybiegli z pokoju, a za nimi Ulvidia i Reize.

Trybuny na boisku ciut się wypełniły przez wszystkie drużyny, a na boisku stali kapitanowie każdej z drużyn. Przed nimi czarne pudełko. Wyglądało to trochę jak scena z Harrego Pottera z tiarą przydziału.

Robili jej tysiące testów, ćwiczyła z różnymi drużynami by teraz poznać wyniki swojej pracy. Drużynę, z którą "zawładnie ziemią".

Jak biały koń na Byronie ma przybyć to tylko teraz.

- Nie czekamy na ojca? - spytała niebieskowłosa stojąca za Granem, który nie mógł przestać się uśmiechać do Jennett.

- Powiedział, że wypadła mu bardzo nieprzyjemna sytuacja i mamy rozpocząć bez niego.

Stanęli na baczność, nastolatka również się cała napięła.

- Jennett McCurdy, jako nowa członkini Aliea Akademii, przyszedł czas aby nadać Ci twój pseudonim, pod którym będziesz funkcjonować jako kosmitka - okej, w tym momencie mało co nie pękła ze śmiechu. Oficjalnie została kosmitką, ale jaja - Czas by dopasować ci drużynę, w której pokonasz Ziemian i pokażesz, że piłka nożna to nie tylko sport.

- Z nadania wszechświata, nieba ciemnego jak noc i bóstw od dzisiaj nazywasz się Nyx - dalej przemawiał Gran pokazując pełną powagę i swoją dostojność. Rozległy się brawa. Nyx, brzmi naprawdę w porządku, jak bogini śmierci - A teraz weź to pudełko i zobacz czyj strój w sobie kryje.

Dziewczyna zerknęła jeszcze na stroje wszystkich. Wyglądali jak prawdziwi kosmici, były ładne, dopasowane, ten Gazela podobał jej się chyba najbardziej. Szóstka stojąca przed nią wlepiała w nią swój wzrok nie mogąc się doczekać, czując lekką presję sięgnęła po pudełko. Rozwiązała wstążkę i...

- Slitherin! A nie, to nie ta bajka - cisza, która towarzyszyła sytuacji została kompletnie przerwana. Wszystkie oczy zostały zwrócone w stronę faceta, który jak gdyby nigdy nic wszedł sobie na boisko.

- Co Pan tu robi?! - warknął Gran. Jennett słysząc ten głos przysunęła się bliżej chłopaków.

- Steven... - wymamrotała.

- Przepraszam, że przerywam tak ekscytującą scenę, ale przyszedłem po to co moje - zmarszczył brwi. Za jego wściekłą miną kryło się największe zło, jakie zebrani widzieli na oczy. A cała ta zła energia była wciskana w Jennett, która mocno ściskała pudełko.

- Jennett zostaje z nami - zaprotestował Gran zasłaniając ją.

- Z waszym ojcem nie idzie się dogadać. Mieliśmy umowę, kawałek mocy, za demona.

Czarnowłosa nie sądziła, że jej rycerzem okaże się być syn Darka, ale teraz lepszą opcją wydaje się zostanie tutaj.

- Skończyliśmy współpracę, więc spierdalaj - powiedziała dosadnie, Steven aż był pod wrażeniem - Nie jestem twoją własnością.

- Nie byłbym tego taki pewny Xerces - wyciągnął wygięty papier z podpisaną niegdyś umową.


Zapowiedzi Byrona

Ja...nawet nie wiem co mam powiedzieć. Josh ostatecznie wylądował w moim domu, i chociaż próbujemy wyluzować nikt nie umie spać spokojnie. Zostały nam ostatnie godziny nim rozpocznie się koniec świata wywołany przez demona. Ganianie się po lesie, tajny plan i tysiąc wylanych łez. To nie może być koniec! "Tylko ja ją powstrzymam...my" - mówił Yarel, ale 5 kamieni to chyba za dużo... Przeczytajcie 28 rozdział (ostatni?) "When the sky fall", okolice kwietnia bądź maja, zapraszam.

-----------

O matko, o matko, o matko!

Nawet nie wiecie jak się jaram. Akcja tak bardzo nabrała tempa. Pamiętacie jak się pytałam was o zakończenie? Koncepcja się całkowicie zmieniła, no może nie całkowicie, ale myślę, że będzie satysfakcjonująco. Anioł i demon. Yarel i Xerces. Chromosom Y jak u faceta i X jak u kobiety, tak sobie wymyśliłam! Myślę też, bo moja dziewczyna nalega nad jakąś juicy sceną, ale to się okaże. Jednak checa z Joshem tak bardzo mi się podoba! Już to mówiłam, ale powtórzę, że Josh w sumie czerpał przyjemność ze spędzania czasu z Byronem jako jego dziewczyna i kochania się z nim. Wiem trochę sus, ale Joshi jest bardzo sus. Chce wiedzieć co myślicie o Odrei, którą cieszę się, że udało się rozwinąć, co myślicie o tym rozdziale i wasze prognozy o zakończeniu!


Po lewej Yarel, a po prawej Xerces. Taki mój rysuneczek.

Osiemnastka za mną. Jak zaczynałam to pisać, miała 12 lat i kompletnie nie wiedziałam jak się zachowują prawie dorośli nastolatkowie, teraz jestem jedną z nich. Nie zmieniło się za wiele w moim życiu, nie piję, nie palę. Jedynie jak chce wykorzystać pełnoletniość do zrobić prawo jazdy i jeździć po konwentach. No i nie byłam na maneskin, bo covidek mmm, a znając moje szczęście przełożą na dzień w którym będę mieć wycinane migdałki.

To tyle, kc was