środa, 21 grudnia 2022

Żyjemy?

 


Cześć wszystkim którzy tu jeszcze wchodzą z nadzieją, że coś się pojawi lub są w trakcie przygody z historią Jennett i Byron'a. Pewnie się zastanawiacie co z tą końcówką, co się stało z autorką. Żyję, mam się dobrze, nie za wiele się zmieniło. Zdałam prawo jazdy, klasa maturalna takie tam rzeczy. Natomiast nie mam żadnego usprawiedliwienia na moje porzucenie pisania. Porzucenie w cudzysłowie, bo przecież obiecałam wam, że skończę tego bloga za wszelką cenę. Prawda? 

Prawda! Okazuje się, że wymyślenie tego zakończenia jest trudniejsze niż myślałam, a raczej za trudne do napisania ://  Plus mam ogromnego lenia. Skończyłam moją jedną książkę na wattpadzie i osiadło mi się na laurach. Nie mniej jednak zakończenie na pewno się pojawi. Nie chcę podawać konkretnej daty, bo na pewno nie będę się jej trzymać. Polecam tu wchodzić raz w miesiącu, a nóż widelec coś się pojawi. Uwierzcie, że ja również nie mogę się doczekać zakończenia tej historii.

Kocham was, trzymajcie się, nie wiem kiedy to czytacie, ale wesołych świąt!

niedziela, 20 lutego 2022

27. Prawda/Fałsz

 


*W czasie spotkania Odrei z fakeowym Byronem*

- Heej, jak życie? - Byron podbiegł do Axela widząc, że idzie w stronę boiska.

-Chyba dobrze... - odparł jeż, nie rozwinął swojej odpowiedzi jak zwykle. Byli umówieni na krótkie kopanie piłki, aczkolwiek było na to zdecydowanie za zimno. Dlatego po prostu sobie usiedli na ławce przy boisku. - A twoje?

- Też git - odparł i spojrzał w zachmurzone niebo. Ciągle za nim chodziła sprzeczka z Odrei, może Axel chodząc z Jennett do szkoły zauważył coś, więcej? - Czy...czy według ciebie McCurdy w ostatnim czasie zachowuje się jakoś inaczej?

- Inaczej? - spojrzał na niego upewniając się czy dobrze zrozumiał - Jest trochę cichsza niż zazwyczaj, a jak już coś do niej powiesz to zaraz od pyskuje albo się zaśmieje. Trochę to dziwne, ale np. bardziej niepokoi mnie Avril.

Blondyn przeanalizował to w swojej głowie. Przy nim usta jej się nie zamykały, ale to przy nim, a szkoła to szkoła. Przekomarzają się też cały czas, więc chyba nie ma się czym martwić.

- Nie masz wrażenia jakby była kimś zupełnie innym? - dopytywał jeszcze.

- A i owszem mam. Jakby się czegoś bała, unika mnie, reszty drużyny, patrzy tylko przez okno, nawet nikogo nie wyzywa.

- Co? Przed chwilą mówiłeś, że pyskuje.

- Co?

- Co?

- Mówiłem o Avril! W sumie to obie mają na siebie jakiś dziwny wpływ. Avril pilnuje Jennett i każdego jej kroku jakby była jej matką, często rozmawiają o czymś na boku. Myślę, że to może dotyczyć jej ojca. Mieszka z nim, ponieważ nie ma gdzie się podziać.

- O kurczę, też bym nie chciał mieszkać z takim ojcem jak on, ja ze swoim nie umiem wytrzymać. Powiedz jej, że jak coś to ją przenocuję, pewnie ty też ją chętnie weźmiesz - szturchnął go w ramię sugerując co nieco.

- Tiaaa... mój ojciec jak zobaczy Avril w swoim domu to się jej przestraszy - Blaze spuścił głowę. Przyprowadzenie do domu punka, od razu by zostało odebrane przez lekarza jako zdeprawowanie jego syna, a co dopiero potencjalny związek z Avril, na który uwaga, chłopak po cichu liczył. Ale nigdy tego by po sobie nie pokazał. Chociaż ruda kitka rzucała się na niego i się uwzięła to dalej zgrywał niedostępnego. Ale to mu się w niej podobało, ta jej inność, wyjątkowość, że jest jego przeciwieństwem, które tak świetnie się uzupełniają.

- Chyba nie widział jeszcze mnie.

- Nieprawda, nazywa cię ciągle "tym homoniewiadomo od Richarda" - długowłosy wybuchł śmiechem, co jak co, tak go jeszcze nie nazywano.

Axel westchnął. Z panienką Dark naprawdę nie było dobrze, a jak na złość się jeszcze przed nim zamknęła. Ile by dał by znowu zrobiła u niego imprezę.

- Avril jest spoko, może cię trochę nauczy wyluzować, dlatego wam kibicuję.

- Niby w czym? - Love schował twarz w rękach załamując się w tym momencie.

- Nieważne, jeszcze wolno łapiesz - dla niego na pewno Byron za szybko gadał i się poruszał. Zdjął plecak i zaczął coś w nim grzebać i to tak namiętnie jakby miał tam schowany cały dobytek życia - Albo nie, pobawię się w swatkę! 

- Jesteś taki hop do przodu bo niby byłeś w 15 związkach? - spojrzał na niego by łaskawie nie robił sobie z niego jaj.

Tym razem Love spojrzał na niego jak na idiotę. Z plecaka wyciągnął paczkę fajek i wziął jednego papierosa do ust.

- Kto ci takich głupstw naopowiadał? - zapalił sobie, na co Axel się odsunął by nie śmierdzieć.

- Yyyy...ty? Na nocowaniu nietreningowym?

- Musicie przestać brać wszystko co mówię na poważnie - Byron zawsze czuł się jakoś chociaż mentalnie starszy od rówieśników. Drużynę Raimon traktował jak te małolaty przed którymi lubił się popisywać, a sam uważał się za nie wiadomo jakiego pana świata - Poza Jennett miałem jedną dziewczynę i raz przeruchałem się z jednym kolesiem, ale nie wspominam tego za dobrze - widząc jak Axel krzywo na niego patrzy podsunął mu paczkę papierosów pod nos by sobie wziął jednego. Jeż nie skorzystał z okazji dlatego zapalił tylko swojego.

- Zdążyłem zauważyć, że jesteś atencjuszem - odparł bezdusznie nie patrząc nawet na fajki. - I ekscentrykiem.

- Ale lubisz to we mnie co nie? Przyznaj, że tak jak u Avril podoba ci się to - blondyn naciskał na niego, podobała mu się ta szczera rozmowa. Axel przewrócił oczami i odsuwał się niby od dymu, ale Byron był za blisko przekroczenia jego strefy komfortu przez co zarumienił się lekko.

- Powiedzmy, że to podziwiam.

- Miło - uśmiechnął się na to blondyn i odpuścił nacisk - Ale chciałem się spotkać w innym celu niż słuchanie o problemach - Axel podniósł pytająco brew.

- Co prawda w ostatnim czasie nic nie czytałem o tych kamieniach i meteorycie, ale koniecznie muszę sprawdzić czy mi też grozi zmienienie się w jakieś demonopodobnecoś - wyciągnął z plecaka 5 kamieni szczelnie zapakowanych w worek.

- Chyba oszalałeś! - Blaze przestraszył się trochę, że stanie się to samo co w przypadku Jennett - Poza tym demon pojawił się przy wypiciu boskiej wody, ty ją pewnie tam piłeś w hektolitrach i nic się nie stało.

- Wiesz, myślę, że te kamienie są zdecydowanie silniejsze. Dlatego w trakcie meczu Jennett udało się wrócić do swojej formy. Nawet jeśli jakiś demon we mnie mieszka to z nim współpracuję Dlatego spróbujemy najpierw z jednym kamieniem, potem dwoma...

- No...no nie wiem... - wchodził grę jeszcze aspekt, że blondynowi odwali - Nie ma tutaj Avril, która wykasuje ci moc.

- Spokojnie, będzie dobrze - wziął naszyjniki i piłkę z pod ławki i wszedł na boisko. Zdjął kurtkę pozostając w samej bluzie i założył pierwszy naszyjnik, Blaze odsunął się na wszelki wypadek i sięgnął po niedopałek, który Byron od tak wypluł z ust bez zamiaru wyrzucenia go do kosza.

Włosy chłopaka uniosły się delikatnie do góry, mięśnie zadrżały, a oczy zapaliły czerwonym żarzystym płomieniem.

- O kurwa - przeklął cicho blondyn zwijając się delikatnie i łapiąc za serce. Znowu to poczuł, deja vu?...Zaczął się cały trząść, chociaż ten ból był całkiem satysfakcjonujący.

- W porządku? - spytał Blaze widząc, że nie jest w porządku.

Byron nawet na niego nie zważając krzyknął "boska Wiedza". Widok ten nie różnił się niczym od Boskiej Wiedzy z meczów z Zeusem. Chłopak rozprostował skrzydła i uderzył w piłkę z ogromną siłą. Oczywiście jego przebiegły uśmiech zagościł mu na twarzy, zadowolony z jego mocy. Piłka była bardzo mocno kopnięta, mieniła się złotym światłem wleciała do bramki jeszcze chwilę na nią napierając. Love zleciał na ziemię i zachwiał się lekko.

- No i co? Gówno - zezłościł się, że wyszło za słabo. Zaś Axel stojący z boku nie mógł wyjść z podziwu, chociaż wystraszył się nieco kolegi w tym stanie.

Blondyn o dziwo był spokojny, nie odwalało mu jak przy boskiej wodzie.. Mięśnie mu tylko drgały i oczywiście serce zapierdalało jak szalone. Podbiegł do swojego plecaka po pozostałe kamienie, wpadając na genialny pomysł założenia wszystkich pięciu na raz. Białowłosy złapał go za nadgarstek, chyba nie jest na tyle głupi by to zrobić.

- Byron to zbyt niebezpieczne - oświadczył całkowicie poważnie - Co jak rzeczywiście ci się uda? Co jak stracisz kontrolę nad sobą? Nie powstrzymam cię jak Avril.

- Nie ufasz mi? - spojrzał mu prosto w oczy. Love'a nie dało się już zatrzymać.

- To weź na razie 3 i zawieś na ręce, jak coś to łatwo spadną albo ci je zerwę - Byron uśmiechnął się. Wziął kolejne dwa kamienie na rzemykach i wszedł na boisko, zawiesił je na ręce i tylko oplótł wokół palca. 

- Boska Wiedza - z początku było tak samo, ale energia zupełnie inna. Chłopak ledwo uniósł się w górę, a zaczął tryskać wiązkami oślepiającego białego światła. Skrzydła z jego pleców stały się o wiele większe, o wiele bardziej pierzaste. Byron tylko poczuł jak moc go pochłania i jak całkowicie traci siebie. Przez jego ciało przeszedł impuls, który wywołał falę zmian. Włosy mu się zakręciły w tysiące bujnych loków, twarz i skóra wybledła dosłownie do bieli. Pojawiła się masa złotych zdobień,a w okół unosiły się białe piórka. Stał się istotą tak czystą i tak jasną, że oczy Axela patrzącego na to nie były w stanie do końca się otworzyć.

Chłopak, o ile możemy tak o nim mówić, nie kopnął piłki. Zawisł w powietrzu w bezruchu.

- Byron! - zadygotał Blaze i aż zacisnął zęby. Mimo to postanowił zbliżyć się do istoty.

Słysząc to anioł przekręcił głowę wbijając swoje czerwone ślepia w jego stronę. Wzrok ten go niemal sparaliżował, jakby tego było mało anioł wydobył z siebie dźwięk, był on równocześnie ogłuszający jak i przypominał szept, przepełniony chaosem. Złapał się po tym swoimi łapskami za głowę i padł na ziemię, Blaze już nie odważył się podejść bliżej. Gdy stwór znowu rozsunął swoją paszczę, przemówił tym razem ludzkim głosem.

- Nie walcz ze mną głupi człowieku, tylko posłuchaj - znowu ten nieznośny dla uszu ton przeplatający się z ciszą. Anioł łapał się za ramiona i kulił, widać było, że w przeciwieństwie do Jennett anioł nie zajął całego umysłu Aphrodiego. Ale raczej nie nazwałby tego współpracą jak blondyn.

- Uwolniliście Xerces, demona zapieczętowanego w człowieku - anioł zgiął się jeszcze bardziej w pół i chwycił za gardło dusząc i wypluwając strużkę krwi na ziemię - Nędzna ta ludzka powłoka... - wymamrotał jeszcze. Spoglądał swoimi ślepiami na Blaze'a, który zakradł się od jego tyłu by wyrwać kamienie, myśląc, że go nie zauważy. Ku jego zdziwieniu anioł sam odpuścił i za sprawą magicznego jednego błysku skrzydła Byrona się rozpłynęły w powietrzu, a on sam leżał nędznie na ziemi.

Szybko się z niej podniósł do siadu, bo musiał kaszlnąć. Oddychał ciężko i trzymał się za serce, które go tak bardzo bolało i nawalało jakby miało wyskoczyć z jego klatki. Łzy ciekły mu strugami po oczach, nie był w stanie złapać porządnego oddechu. Patrzył na Axela, który przykucnął przy nim.

- Już dobrze - zsunął mu naszyjniki z ręki - jestem. - złapał go za rękę.

- Ya...ja...rel...Yarel - białowłosy spojrzał na blondyna niepoważnie co próbuje z siebie wydusić poprzez pojedyncze sylaby - Yarel to imię...tego...tego czegoś - Aphrodi łapał się za głowę czuł jakby mózg miał mu eksplodować. Chodziły mu po głowie różne szepty, jęki, piski.

- Po co ci to było? - mimo podziwu wobec tego dziwnego zjawiska, Axel bardziej widział w tym jak mocno to wycieńczyło blondyna, pytanie czy mogło go to zabić? Anioł wspomniał o "słabej ludzkiej powłoce", czy chodziło mu o problemy kardiologiczne blondyna? I to jak ma chory i wyniszczony organizm?

Love znowu zaczął płakać. Axel pomógł mu wstać i założyć kurtkę, by chociaż się nie przeziębił. Był cały rozpalony, roztrzęsiony i w jakimś stanie apatii, może jeszcze zemdleć jak Jennett. Ale on ma więcej siły i zaparcia niż jego dziewczyna. Wyciągnął ze swojego plecaka, jeden z zeszytów i długopis by wszystko zapisać cały ten mętlik w głowie. Biedny tylko nie był w stanie utrzymać długopisu.

*po tym jak Avril była świadkiem scenki Josha z Odrei*

Po dłuższej chwili Aphrodi napił się wody i nieco uspokoił. Axel wziął go pod ramię i postanowił odstawić pod dom. Jechali pociągiem, gdy zorientował się, że zostawił pod ławką piłkę, no cóż będzie musiał się wrócić jak tylko odstawi chodzące zwłoki do domu. Oboje postanowili zostawić to co się zadziało w niepamięć, pozostanie tylko w ich rozmyśleniach. Byron zdecydowanie musiał odpocząć.

Tak właśnie wracał Axel po swoją piłkę, miał jeszcze z 3 w domu, ale szanuje swoje rzeczy i pieniądze. Myślał już tylko o tym by zdążyć na swój pociąg albo autobus, gdy otrzymał smsa od Avril, co go nieco zdziwiło.

"Kochałam cię"

Serce Blaze'a zabiło szybciej, pytanie czy pod wpływem wiadomości, że również darzyła go miłością, czy ze strachu, że coś się stało.

"Coś się stało?" kółeczko niezamalowane czyli już nawet nie jest aktywna. Po prostu do niej zadzwonił, niech to będzie jej głupi żart albo żeby coś źle interpretował.

Cisza. Nie odbiera.

Co zrobić? Co zrobić? Zaczął się rozglądać w około, może gdzieś była? Albo pojedzie do niej do domu? Jego wzrok spoczął na moście, na którym ktoś stał i to nie na chodniku, a na barierce! Nietrudno było rozpoznać tę postać, ponieważ na wietrze unosił się długi kucyk w kolorze czerwonym, a wraz z nim czarny płaszcz charakterystyczny dla panienki Dark

- AVRIL?! - Axel czym prędzej pobiegł w stronę mostu by uratować dziewczynę przed tragedią. Chce się zabić?! Chyba jeszcze nigdy nie biegł tak szybko, nie liczyło się nic innego by ją złapać i ściągnąć na ziemię. Jeśli to tylko głupi żart to sam ją zaraz zabije gołymi rękoma.

- Avril! - wybiegł zza uliczki wbiegając na most. Dziewczyna obróciła głowę w jego stronę zalana łzami, widać było, że jedyne wyjście ze swojej sytuacji widziała w skoku.

Co za pokręcony dzień?! Wszystkich musi ratować!

- Spokojnie, nie ruszaj się! - podbiegł w jej stronę.

- Axel ja już dłużej tak nie mogę! - wyjęczała zrozpaczona, ledwo też już trzymała równowagę na tej barierce.

- Avril, jeszcze się wszystko ułoży, pomogę ci - uważał mocno na słowa i kroki, które ostrożnie stawiał by się przybliżyć. Wyciągnął w jej stronę rękę by za nią złapała.

- Nie! - nakrzyczała na niego - Jestem kulą u nogi wszystkich! Wszyscy mnie nienawidzą, mam dość bycia tą złą! Do tego nikt mnie nie kocha...- zaciskała oczy i mimowolnie wyciągała rękę w stronę Axela, ale gdy tylko otworzyła je z powrotem i spojrzała w dół, straciła równowagę. To były sekundy jak Avril z piskiem zlatywała z barierki widząc swoją śmierć. Na szczęście Blaze był wystarczająco blisko by złapać ją za rękę i pociągnąć w swoją stronę.

- Ja cię kocham - wydusił wykorzystując wszystkie siły by wciągnąć z powrotem dziewczynę. Chociaż nie do końca był pewny czy w ogóle uda mu się ją złapać i również miał przed oczami widok topiącej się dziewczyny.

Wylądowali na chodniku. Nastolatka chowała twarz w ramieniu chłopaka, w głębi duszy właśnie na to liczyła, że przyjdzie i ją uratuje, chociaż myśli samobójcze chodziły za nią od dawna. Białowłosy głaskał dziewczynę po włosach, starając się ją uspokoić.

- Już dobrze, jestem tu - dziewczyna wypłakiwała mu się w kurtkę

- Ja...ja nie jestem zła, naprawdę. Bardzo was wszystkich lubię, nawet Jennett... przeze mnie mój ojciec ją wykorzystuje, zostawiłam ją samą na Fuji, a Byron teraz posuwa Josha. Nigdy sobie tego nie wybaczę! - coś tam gadała pociągając nosem, Axel trochę średnio rozumiał, nie wiedział też co zrobić, co powiedzieć i jak ją uspokoić.

- Jennett ci wybaczyła przecież, wszyscy uważają cię za członka drużyny, jesteś świadoma, błędów, a to naprawdę ważne...

- Ale jestem sama, moja rodzina to kryminaliści. Nawet nie wyobrażasz sobie jakie brzmienie nosi ze sobą posiadanie nazwiska Dark. Nie zasługuję na tak dobrego człowieka jak ty, nie chcę cię splugawić...a ja cię kocham - odkleiła się i spojrzała mu w jego ciemne oczy, w końcu wyznając to co naprawdę czuje. Axel wiedział swoje, przecież Avril nie musi w żaden sposób na niego zasługiwać, nie zmieni go, poza tym on kocha ją taką jaka jest.

Chłopak już to powiedział, a nie lubi się powtarzać, więc po prostu przyciągnął ją trochę bliżej i pocałował w usta. Było to bardzo niezdarne, ale i urocze, przytulili się do siebie.

- Nie jesteś sama kurwa, zawsze będę przy tobie, przy was wszystkich, przed chwilą odwiozłem mdlejącego Byrona do domu. Naprawdę cię kocham i kochałem, ale dopiero niedawno dorosłem do tego by zaakceptować to uczucie i ci je wyznać - wszystkie te akcje Avril, odpychanie Jennett, mające na celu zbliżenie się do jeża działały, tylko sam zainteresowany był zbyt wstydliwy.

- Czy ty właśnie przekląłeś? - wycierała łzy rękawem i nareszcie zaczęła się śmiać.

- Tego nie było - zaśmiał się szczęśliwy wraz z nią.

- Wspomniałeś coś o mdlejącym Byronie.

- Ty też coś wspomniałaś o Byronie i Joshu, i Jennett - Avril znowu zrzedła mina. - Przecież wszyscy są na swoim miejscu.

- No właśnie nie...mój ojciec mnie zaszantażował. Jak się rozdzieliliśmy i poszłam z Jennett, zaatakowali nas ci kosmici wraz z Joshem. Debil dostał moją posadę u boku ojca. Dzięki kamieniowi ma moc zmieniania się w kogokolwiek zachce i podmienił Jennett, a ona tam została. Nie mogę spać, bo tak bardzo się o nią martwię, a jak myślę, że Byron nie wie, że Josh to Jennett to zbiera mi się na wymioty - schowała twarz w dłoniach - to wszystko moja wina.

- Nie obwiniaj się, bałaś się po prostu. Dziękuję, że powiedziałaś prawdę, teraz nagle mi wszystko rozjaśniłaś... - przeanalizował to co działo się w szkole - może jutro umówimy się z Byronem, zdemaskujemy Josha i wypytamy o szczegóły?

- Chętnie spiorę go po twarzy!

Wstali w końcu z zimnego chodnika i skierowali się do domu na zasłużony odpoczynek.

*

Odrei siedziała cicho, ale bezczynnie usiedzieć nie mogła. Z tego całego Josha naprawdę paskudny typ, jest wart ich dyrektora Steven'a. Skoro z bruneta już raczej nic nie wyciśnie, może trzeba zasięgnąć wiedzy u źródła? Pogrozić dyrkowi albo go pośledzić by ją doprowadził do Jennett. Już sobie wyobrażała jak wygarnie Byronowi ze swoim "A nie mówiłam?". Wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą i stukała o ławkę kamieniem, który otrzymała od Josha, a gdyby tak spróbować tego o czym tyle biadolił Byron?

- Odrei, Odrei Smith... - obudziło ją wołanie nauczycielki, nawet nie ogarnęła kiedy przestała pisać, a zwykle bardzo uważa, zwłaszcza na matematyce - Jaki wynik ci wyszedł dziecko? Ciąg jest arytmetyczny czy nie? Chodź, rozwiążesz nam ten przykład.

Problem w tym, że dyrektor był na "urlopie", ale ponoć ma dziś specjalnie przyjść na radę pedagogiczną, całe szczęście. Menadżerowie klubów też w tym czasie mają zebranie podsumowujące wyniki w ostatnich miesiącach, po prostu się szybciej zerwie i pójdzie do sprzątaczki po klucz. Jak całe to zamieszanie się skończy, będzie działać z samorządem i może próbować zmienić dyrektora.

Szkoła już była dawno zamknięta i tylko menadżerowie i nauczyciele jeszcze tam kiblowali. Zdobyła kluczyk i teraz musiała się gdzieś schować. Pod biurkiem? Chyba jest za duża...W szafie? Póki nie weźmie kurtki będzie dobrze. Wyskoczy i...trzymała kurczowo fioletowy kamień mając nadzieję, że uda jej się ożywić Strzałę Śmierci i sparaliżuje na chwilę mężczyznę.

Wybiła 17, rada powinna się skończyć. Serce zaczęło jej tak walić, że miała wrażenie, że ludzie poza pokojem ją usłyszą. Wtem wbił pan Steven już minutę po. Był wściekły, Odrei wyglądała przez dziurkę. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego.

- Co to ma znaczyć?! - wydarł się do telefonu - Czemu nie dostanę swojego kryształu?!

- Z naszego algorytmu wynika, że do wykrzesania z Pana mocy potrzeba za dużej ilości kwarcu...cóż mam powiedzieć, nie da się uwolnić mocy nie mając nic w sobie.

- Twierdzisz dziadku, że jestem beztalenciem?!

- Nie chciałem być nie miły.

- Kurwa, wszyscy jesteście jak mój ojciec. Potrzebuję tej mocy! Chcę w końcu pokazać wam wszystkim, że ja też potrafię i przyćmić mojego ojca.

- Przecież moje dzieci zniszczą Raimon już wkrótce, naprawdę proszę nie wydziwiać.

- Wydziwiać?! Przecież mieliśmy umowę! Daję wam demona do tej całej waszej armii, za moc, która będzie gromić ludzi!

- Tłumaczę ci, że jest to niemożliwe, jesteś w tych 20% na których meteoryt nie działa. Jak chcesz niszczyć to pomóż przy mojej armii uzdolnionych.

- W niczym ci nie pomogę dziadu! Jak nie potrafisz się wywiązać z umowy, to jadę po Jennett.

- Nie możesz ona już jest członkinią...

- Nie obchodzi mnie to, mój ojciec wymyślił zakazaną technikę, którą ona użytkuje bez bólu, w niej jest uśpiony demon, z którym spisałem pakt, jest moja więc zrobi co jej rozkażę! Chciałem wam ją zostawić, ale jak nie dostanę kamienia to Xerces pomoże mi w tym planie! W sumie nawet do jej przebudzenia nie potrzebowałem waszego meteorytu, bo te głupie dzieciaki ją przebudziły!

- Nawet nie waż się tu przyjeżdżać!

- Żegnam, a raczej do zobaczenia - rozłączył się i wypuścił powietrze z ust uspokajając się - Dobrze, że się wyniosłem do swojego domku, jeszcze by ją ze mną znaleźli - dreptał po pomieszczeniu.

Odrei jeszcze nigdy nie siedziała tak cicho i nie ściskało jej w żołądku. Chyba zawiązał jej się tam supeł. Steven sam jej wszystko wyjawił, trochę nie ogarniała, ale udało jej się włączyć dyktafon. Żeby teraz nie otworzył szafy!

Na jej nieszczęście Steven musiał się jak najszybciej ubrać i wyjść.

Już wyciągał rękę w stronę szafy, gdy do pokoju ktoś wszedł.

- Panie dyrektorze, możemy prosić na chwilę pana do pokoju samorządu? Mamy trzy wersje rozplanowania budżetu klubu i potrzebujemy opinii. Był to Eter, szkolny sekretarz, spinał się, że klub piłkarski za dużo wydaje, a teraz ratuje jej dupę. 

Dyrektor przewrócił oczami i wymamrotał coś pod nosem, ale wyszli. Odrei miała coś jeszcze grzebać i mu grozić, ale chyba nie była w stanie. Po prostu wybiegła i od razu napisała do Byrona z pytaniem co robi i gdzie jest.

*

Już było po 17, a o 17;30 zaczynał się wieczorny trening. Kara Jennett za wybryki zdawała się nie mieć końca. Dzisiaj również była odpowiedzialna za przyszykowania toru przeszkód, a jeszcze przed tym wszystko musiała wysprzątać. Jak to się działo, że z treningu na trening tak bardzo się tam kurzy mimo jej starań? A nie czekajcie, mówimy o tej Jennett, przecież ta się nie nadaje do sprzątania, zaś jak przychodzi tą Jennett to kurz aż się boi osiadać.

- Ty mnie jawnie wykorzystujesz! Jeszcze dobrą godzinę bym mógł posiedzieć w domu! - Love też nie czuł się na siłach, nie poszedł nawet do szkoły i spał, bo męczyły go szepty w jego głowie. Ale czego się nie robi dla swojej dziewczyny?

- Oczywiście, że cię wykorzystuję! Ale czy można nazwać to wykorzystaniem skoro o tym wiesz i się na to godzisz? Poza tym co byś robił? - wynosili kilka płotków i ciężarków z ich domku klubowego by zanieść je do centrum treningowego.

-Axel i Avril coś do mnie pisali, ale ich ubiegłaś - McCurdy skrzywiła się słysząc imię Avril. Jak coś chcieli, ale bez jej towarzystwa to mogło być to dość podejrzane.

- Jakoś nie mam siły na piłkę nożną, zastanawiam się czy się nie ulotnić - mówił Byron rozkładając płotki. Jak widział to co sam ustawiał robiło mu się ponownie słabo. Przespał pół dnia i znów mu gorzej. - Tak naprawdę czekamy tylko na ostatni mecz z Kirkwood. Przekładają go przez ciągłe opady śniegu, a inne stadiony są zajęte.

- Leniu! Trzeba trzymać formę!

- Kto to mówi? - popatrzył na nią jak na idiotkę, przecież to od czarnowłosej zaraził się lenistwem. Ta też by ciągle tylko spała.

Wtem drzwi wejściowe zaskrzypiały,a zza nich wychyliły się dwie postacie. Już myśleli, że to trener kontrolujący ich pracę, a tu...Axel i Avril. Jennett od razu popatrzyła na nich spod łba.

- Heej, pomóc wam? - pierwszy odezwał się jeż.

- Pomóc? Mieliśmy tylko usiąść i upajać się ich harówką - wbiła swoje ostre spojrzenie w Jennett, która odpowiedziała jej tym samym jako ostrzeżenie.

- Czyżby? Czym sobie zawdzięczamy tę wizytę, o wielka pani? Może jeszcze tron ci przynieść? - nastolatkę podirytowało jej towarzystwo. Jak nie chce z nią współpracować niech chociaż nie wchodzi jej w drogę

- Postoję, i tak przyszliśmy tylko się z tobą szybko rozprawić...Joshi... - oczy Jennett się rozszerzyły. Zdrajczyni! Nie dała jednak nic po sobie poznać, a Byron patrzył się na dwójkę nie rozumiejąc co się dzieje.

- O co wam chodzi?- spytał zdezorientowany.

Axel złapał Avril za rękę by dodać jej i sobie pewności.

- Jennett stojąca przed tobą nie jest prawdziwą Jennett! To...

- Avril... - warknęła nastolatka by nawet nie śmiała tego mówić.

- Wszyscy w okół o tym się przekonali tylko nie ty! A spędzasz z nią najwięcej czasu!

Byron bardziej wierzył w magię kamieni czy anioła, którego uwolnił albo w to, że pozna kiedyś osobiście Leo Messiego, niż ktoś podszywa się pod Jennett...zwłaszcza Josh.

- Jenny, o czym oni mówią? - spojrzał z nadzieją na swoją dziewczynę, że to wszystko to jedna wielka pomyłka, Josh również nie zamierzał kończyć swojego teatrzyku.

- Sama nie wiem, większej głupoty nigdy nie słyszałam. Poprzewracało wam się w głowach od tych kamieni! 

- Naprawdę dobrze się spisałeś, ale pora to skończyć Dun. Z resztą to trochę gejowe, że przybierasz postać dziewczyny swojego ex kolegi by się z nim przeruchać - teraz to czerwonowłosa poleciała po bandzie. Cóż się dziwić, była wściekła, wściekła, że ojciec wybrał jego, a nie ją, że okłamuje wszystkich w około, a prawdziwa Jennett teraz cierpi.

- Okej... - teraz blondynowi zrobiło się naprawdę dziwnie.

- Chyba im nie wierzysz?!- desperacko próbowała się uratować grając na emocjach.

- Jak nie ufasz mi to chociaż zaufaj Odrei, przecież mówiła to samo! - krzyczała Avril

- Zamkniesz się w końcu rudzielcu?! - wydarła się wściekle - Komu bardziej ufasz, mi czy im? - zwróciła się w stronę chłopaka, z prawie takim samym bólem w oczach jaki Jennett zawsze miała.

- Sam się przekonaj - rzekł w końcu Axel.

Love patrzył to na swoich przyjaciół, to na Jennett, której ufał, a skoro jej ufał to ona nie mogłaby nadszarpnąć jego zaufania. Po prostu ją sprawdzi.

- Jenny...gdzie masz swój talizman szczęścia? - wydukał, tylko takie pytanie przychodziło mu do głowy i miał nadzieję, że odpowie na nie dobrze. Naszyjnik z połową serduszka cały czas nosiła na szyi, więc powinna z łatwością go wskazać.

McCurdy trochę spanikowała, ale wzięła wdech i wydech analizując wszystkie znane jej przedmioty, które mogły tym talizmanem być, aż ją olśniło. Kiedyś Burn wygrał w automatach dla Jennett mały breloczek z misiem. Chociaż czerwonowłosy to przeszłość zauważył, że Jennett dalej trzyma tego miśka przypiętego do sportowej torby. Z dumą po niego pobiegła i wróciła machając nim zadowolona.

Avril i Axel nie mieli pojęcia czy to poprawna odpowiedź, patrzyli na rozwój wydarzeń. Byron uśmiechnął się w stronę dziewczyny jakby zadowolony, podszedł do niej bliżej z zamiarem przytulenia. Jennett również czuła się zwycięsko. Zbliżyli się, a blondyn niespodziewanie chwycił za jej włosy i silnym ruchem sprowadził do dołu dodając kopa w brzuch kolanem. Poziom zdziwienia obserwatorów wywindował na taki sam poziom jak ból Jennett, która nie mogąc wytrzymać w tej postaci zmieniła się z powrotem w Josha...

- Ty chuju, padalcu od siedmiu boleść... - głos mu się łamał, ale to tylko przez wściekłość, która z niego kipiała. Co zrobiłeś Jennett?!

- Też cię miło znów widzieć przyjacielu - podniósł głowę i uśmiechnął się przebiegle, na co blondyn znowu mu przywalił.

- Byron! - krzyknął na niego Axel by nie przesadzał, widział jak przemawiał przez niego boski gniew.

- Gdzie ona jest?!

- Tak ci źle było ze mną Anthony? Chyba nie, skoro dopiero się ogarnąłeś. Zostawiłeś ją na górze Fuji - blondyn warknął, uświadomił sobie i zażenował się na myśl co robił z Joshem myśląc, że to Jennett - Może obwiń swoją koleżankę? Tak jej zaufaliście, a zataiła przed wami ten fakt.

Love spojrzał na Avril nie dowierzając. Jej już nie ruszały słowa Duna'a, nie musiała się usprawiedliwiać aczkolwiek bolało ją to jak ucierpiał na tym Aphrodi.

- Ona dobrze się tam bawi...z Burnem - zachichotał. Blondyn słysząc to przezwisko się zachwiał, zadziałało to jak płachta na byka. Zacisnął pięść i ponownie go uderzył. Nie czuł się ani dobrze ani stabilnie, ale przepełniała go furia. Upadli z Joshem na ziemię, ale żeby było śmiesznie brunet przemienił się właśnie w blondyna. Jakież było zdziwienie Aphrodiego gdy ujrzał przed sobą swoją twarz.

- Brzydzę się tobą!

- Miałeś na myśli sobą? Co zrobiłeś Jennett?! - Josh zaczął grę w zgadnij kto to.

- Co? Raczej co ty zrobiłeś?!

- Ruszycie się czy nie?!

Blaze i Dark tylko stali i patrzyli jak dwóch długowłosych chłopców tarza się po podłodze. To był ułamek sekundy, a stracili rachubę kto jest kim.

- To mój ojciec jest za to odpowiedzialny, wydał ją kosmitom, ale obiecali, że jej nie skrzywdzą, bo jest dla nich ważna - tłumaczyła Dark zbliżając się do chłopaków próbując jakkolwiek ich rozróżnić.

- Ciebie nie słucham!

- Głupia jesteś! 

Ruda kitka miała już po dziurki w nosie wszystkich.

- Kasowanie! - rzuciła bez namysłu nad nazwą wierząc, że się uda i rzeczywiście skupiając się na dwójce chłopaków, i wlepiając w nich swój wzrok, z jednego z nich przeszła zielona smuga zmieniając go z powrotem w Josha. Prawdziwy blondyn aż się uśmiechnął widząc tą obitą buźkę Dun'a.

Chłopak spojrzał na swoje ręce, próbował się znowu zmienić, ale nic nie działało. Wiedząc, że nic nie zdziała od razu zwiał i to najszybciej jak pozwoliły mu nogi. Love nie umiał się podnieść, ale miał pewnego asa w rękawie.

- Rajski czas! - pstryknął palcami...ale nic się stało, czas leciał dalej...Avril wykasowała też jego moc?! Zaraz wróci, ale Josh już nie.

Dopiero jak starał się otworzyć metalowe drzwi, Axel ruszył za nim, ale brunet zdążył za nie wybiec.

- W porządku? - czerwonowłosa podeszła do Byrona i klęknęła przy nim. Zagarnęła kosmyk włosów za ucho, było jej trochę głupio w związku z całą tą sytuacją.

- A jak myślisz? - był rozchwiany do tego Josh go zadrapał. Na pewno mu było głupio i przykro. - Później to sobie wyjaśnimy. Trzeba ustalić jakieś hasło, pewnie zaraz tu wróci zmieniony w Axela.

I rzeczywiście Blaze wyłonił się zza metalowych drzwi.

- Nie złapałem go... - otworzył drugą połowę drzwi - ...ale ktoś inny już tak.

Stała tam Odrei i trzymała w ręku łuk stworzony z granatowoczarnej energii, na szyi miała naszyjnik z kamieniem, a Josh stał nieruchomo jakby miał zostać zestrzelony niczym w squid game. Właściwie to został zestrzelony przez Smith.

- Odrei! - krzyknął Love nie wierząc w to co widzi.

- Miałam tego nie mówić, ale powiem. A NIE MÓWIŁAM?!

- Mówiłaś... - jest gotowy na oberwanie po głowie i godzinny ochrzan.

- Śmieszne, bo sam mi dał ten kamyczek - poklepała chłopaka po nieruchomym ramieniu. - Co z nim zrobimy?

- Sprzedamy na organy - zaproponowała Avril.

- Ja mam lepsze pytanie, jak odzyskamy Jennett? Jedziemy znowu na Fuji? - myślał Blaze, gdyż Byron już nie miał siły o tym myśleć.

- Jennett już tam nie ma... - wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na Artemidę, nawet Josh jakoś przekręcił gałki oczne. - Słyszałam rozmowę Steven'a, mam ją nawet nagraną. Pojechał ją zabrać stamtąd. 

- Mówił coś co z nią zrobi? - Avril miała nadzieję, że nic głupiego albo jeszcze się uda jej go powstrzymać. 

- Mówił o jakimś domku, bo w mieszkaniu go ktoś niby dorwie - kitka poskubała się po brodzie myśląc.

- Jak on może ją tak wykorzystywać?! Traktować jak rzecz, swoją własność, co oni z nią robili na tej górze?! - mamrotał Byron pod nosem. Naprawdę się stresował, czarnowłosa mogła być w ogromnych kłopotach.

- Mówił, że Jennett i jej moc są jego bronią, zamiast mocy kamienia - i ponownie oczy zebranych zostały wryte w brązowowłosą. - Podpisał z nią cyrograf, jak z prawdziwym demonem, którego " przebudziły te głupie dzieciaki"... wiem, że to nie ma sensu co mówię, ale siedziałam w szafie.

"Przebudziły" znowu zadudniło w głowie Byrona jak echo.

"Przebudziliście Xerces..." usłyszał wczoraj.

- O kurwa... - wymamrotał Love, ale niesłyszalnie dla innych, w co oni się wpakowali?!

- Nie narzekajcie na swoich ojców, naprawdę - załamywała się Avril - Bardzo możliwe, że wziął McCurdy do swojego domku letniskowego w lesie. Swoją drogą to miał mnie tam wziąć...

- Idziemy! - zerwał się natychmiastowo Love.

- Nie - od razu zabronił mu Axel - potrzebujemy planu - I pomyśleć co zrobić z tym jegomościem.

*

- Mam cię! - krzyknęła Jennett w momencie gdy złapała Burna na końcu korytarza i ścisnęła skrawek jego koszulki dając mu do zrozumienia, że został złapany. Chłopak nie wyhamował i wraz z nią wpadli na ścianę. Za nimi szedł Gazel załamując się tą głupią zabawą.

- Zmęczycie się jeszcze przed treningiem.

- Masz rację, gra w chowanego jest mniej męcząca - powiedział Burn na co białowłosy przewrócił oczami.

- Może chociaż młodsze dzieciaki w to zaangażujecie? 

- Już wczoraj ogarnialiśmy dzieci, idź ty z Desarmem się z nimi bawić jak taki chętny jesteś - zarzucił koledze Burn.

- Jesteś zły, bo cię nie lubią - pokazał mu język - To Jennett przyciągnęła ich całą uwagę! A tak się broniła, że nienawidzi dzieci. Pewnie po cichu to już swoje z Byronkiem planuje - czarnowłosa wybuchła śmiechem. Średnio przepada za dziećmi, ale wczoraj jak dały popalić Burnowi było całkiem zabawnie.

- Ja po prostu wymyśliłam im zabawę w kole, nie moja wina, że gra w pif-paf stała się zamachem na ciebie.

- Mogłaś ich powstrzymać! - upsi. McCurdy wzruszyła ramionami.

- Mówię wam, że na pewno się ucieszą jak je zaprosicie do waszej zabawy w berka po korytarzach.

- Sorki chłopcy, ale umówiłam się z Ulvidią - zastanowiła się czy podawać prawdziwy powód - będzie robić mi paznokcie. - dopowiedziała trochę ciszej.

Dwójka nastolatków dostała laga umysłu.

- Ulvi? Tobie? Paznokcie? - zamrugali dwa razy nie dowierzając, że Jennett robi cokolwiek z paznokciami.

- Sama mi to zaproponowała, a przydałoby mi się odświeżyć te rydle. Dobra spadam, bo zaraz obiad będzie - machnęła ręką i potruchtała do pokoju dziewczyn.

- Ależ ona się zmieniła co? Z chłopczycy stała się prawie dorosłą kobietą - skomentował Gazel również odchodząc, ale jego kumpel nie poszedł za nim - Jak dojdzie do dnia inwazji, znienawidzi nas...

- Jestem! - wbiła z buta dziewczynom do pokoju.

- Fajnie się ganiało po korytarzu? - zapytała Keeve (ta fioletowowłosa z Genesis) 

- Zwariować można, tu jest jak w klatce i to pod ziemią! - dziewczyny nie skomentowały. W przeciwieństwie do niej mogły wychodzić kiedy chcą, bynajmniej nie teraz, bo do wcielenia planu ojca w życie pozostało niewiele czasu.

- Dlatego żebyś nie zdziczała i nie zarosła zrobię ci piękne paznokcie - pociągnęła ją by cupnęła sobie po drugiej stronie stołu zupełnie jak na randce.

- Nie myśl sobie, że to jakiś mój akt dobroci. Ćwiczę do szkoły - Ulvidia zdążyła wspomnieć, że pragnie zostać kosmetyczką dlatego chodzi do szkoły do zawodowej. W wolnej chwili malowała każdą koleżankę, nawet Gazela zmusiła to bycia jej modelem.

Co Jennett zdziwiło na początku? Że wszyscy chodzą normalnie do szkół jak normalni ludzie! Bo to są normalni ludzie...

- Ta, ta, po prostu jej zaimponowałaś swoją zwinnością na treningu.

- Ej! - obwrzeszczała koleżankę, a na jej twarz wpłynął lekki rumieniec - Ale to było takie super jak przemknęłaś przez ten tor niczego nie przewracając!

- Wiesz...Kiedyś tańczyłam i dużo nawyków, i trików z akrobatyki mi zostało - podrapała się po brodzie zadowolona z komplementu.

- Czad - niebieskowłosa naprawdę była nią zafascynowana, ale w inny sposób niż Gran. Wyciągnęła bardzo delikatny perłowy lakier, by nie szaleć nie wiadomo jak. - Musisz wstąpić do Genesis - dalej ją chwaliła.

- Wstąpi, wstąpi, Gran się już o to postara - Keeve chociaż leżała z gazetą na swoim łóżku była aktywnym uczestnikiem rozmowy.

- Burn też się stara - zauważyła słusznie Ulvi.

- Jednak to z nami trenuje. W ogóle to nie chciałaś jej, bo Granusia ci zabierze a teraz co? - chyba Jennett im w ogóle nie była potrzebna do rozmowy.

- Gran to nocami przebywa w pokoju Reiziego...

- Co nie zmienia faktu, że się w nim podkochujesz - zachichotała chowając twarz w gazecie zanim oberwie.

- Jezuuu bądź cicho! - przez to wszystko prawie wyjechała pędzelkiem.

- Nie wiem czy to was pocieszy, ale ja mam chłopaka - próbowała się wtrącić McCurdy.

- Naprawdę?! - wrzasnęły obie. Ogólnie są strasznie krzykliwe - Opowiedz coś o nim!

- Były kapitan drużyny Zeusa - oczywiście, że dziewczyny były na bieżąco z rozgrywkami międzyszkolnymi.

- O kurde, to to nie jest baba? Byron...chyba tak miał na imię...naprawdę? - Ulvidia nie chciała go obrażać ani gustu Jennett, ale teraz była spokojna o Grana.

- Pizdeczka trochę, ale w sumie piłkę umie kopać.

- Jak go pierwszy raz zobaczyłam też tak pomyślałam. Nie jest ani trochę w moim typie! Bardziej podobał mi się Axel, nasz kolega, ale serce nie sługa.Trochę jesteśmy jak ogień i woda, ale tworzymy wspólną całość i mamy zdecydowanie dużo wspólnego. Prawie się okazało, że jesteśmy rodzeństwem!

- Słyszałam tą historię - ucieszyła się niebieskowłosa - Dlatego tu jesteś, bo jesteś taka jak my, bez starych!

Nastolatka nie chciała na to odpowiadać. Zauważyła w tym miejscu tendencję do nienawiści wobec swoich i wszystkich rodzicieli.

- Eh, chciałabym mieć chłopaka - westchnęła Keeve. 

- To staraj się o Desarma - zaproponowała Ulvi, wiedząc, że na niego leci.

- Przecież kręci z nim Maquia!

- A dużego ma? - Jennett aż podskoczyła na to dziwne wtrącenie.

- Skąd mam wiedzieć?! - Keeve spojrzała na koleżankę jak na idiotkę - Maqui się spytaj!

Naprawdę na złą stronę zeszła ta rozmowa, a przez robione paznokcie Jennett nie miała jak uciec.

- Nie on! Hermafrodyta! - wlepiła wzrok w McCurdy.

Chyba na za dużo sobie pozwalają.

- No chyba normalnego... - naprawdę było jej niezręcznie.

- Ile? - dopytywała się jej kosmetyczka.

- Nie mam linijki w oczach!

A Burn ile ma?

- Jezu przestań!

- No co? Tylko się śmieję!

Chociaż brakowało w jej życiu koleżanek tak szukanie ich na siłę chyba nie ma sensu. Ale na razie nie miała innego wyboru...Avril? Sama nie wie co o niej ma myśleć, ale w ogólnym rozliczeniu nie jest na nią szczególnie zła. W końcu cały pobyt tutaj zlał jej się w jedno, kompletnie straciła rachubę czasu. Bardzo możliwe, że zrobili jej pranie mózgu, ponieważ codziennie podpinają ją do jakiś dziwnych kabelków. Czasami zabierali ją z treningów i testowali nie wiedzieć czemu. Przynajmniej nie kazali jej przywoływać demona. Treningi odbywały się bez użycia kamieni, wszyscy trenowali swoje wewnętrzne zdolności by było co podrasowywać. Dostawała jeść, dużo i smacznie. Josh uczył się za nią, chyba. Trenowała. Dobrze się bawiła, jak na obozie czy koloni. Chyba serio jej coś zrobili...

Od razu stała się członkiem "rodziny". Jak na początku Burn jej za wiele nie mówił, tak teraz wie w sumie wszystko.

Że to nie są żadni kosmici tylko prezentacja przed prezydentem nowej armii i sposobu na walkę. To tylko pokrzywdzone dzieci, które robią to wszystko dla ich "ojca". Jak przebywanie tutaj jej się podobało to koncept armii już nie. Co właściwie ta armia ma robić? Chyba jeszcze czegoś jej Burn nie powiedział. Jednak nie miała jak się wykręcić z tego planu, chyba, że przybędzie po nią koń na białym rycerzu.

Na obiad zjadła dorodnego steka i znów przyszło jej czekać nudząc się na kolejny trening.

Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, dlatego poszła znów porobić kółka licząc, że może spotka gdzieś Burna i znowu zaczną się ganiać.

Jednak o wiele lepszym rozwiązaniem było pójście do sali z grami, pokoju dla prawdziwych gamerów. Jak w domu dziecka zapewniają takie rzeczy, to nie dziwi się, że wszyscy mają wywalone w rodziców.

Siedział tam tylko Reize i pykał coś na konsoli, nawet nie zauważył jak Jennett wchodzi. Był ubrany w swój kosmici strój, dlatego zastanawiała się na co on tu czeka. Średnio się na tym znała, ale Xbox którego znalazła nie mógł być trudny w obsłudze, podobnie jak Just Dance. Wybrała randomową piosenkę i zaczęła się ruszać jak postać na ekranie. Zielonowłosy dosłyszał, że coś mu śpiewa nad uchem i spojrzał krytycznym okiem na ruchy Jennett.

McCurdy zaczęła puszczać samą Katy Perry, piosenka za piosenką, dopiero jak postanowiła pójść się napić, ogarnęła jak dużą ma widownię. Dzieciaki słysząc muzykę zleciały się zobaczyć co się dzieje. Wpatrywały się w nią z ogromnymi oczami wraz z Ulvidią ( również ubraną w swój strój) na czele. Była pod jeszcze większym wrażeniem umiejętności Jennett.

- Eeem...chcecie ze mną?

Jak dzieci się dorwały to oderwać nie mogły. Nawet Reize tylko udawał, że grał by podpatrywać jak się bawią.

- Jenn, Jenn! Już wiadomo! - idealnie z końcem piosenki do pokoju wbił Burn. Czarnowłosej aż rozszerzyły się oczy. Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy bać. W oczach chłopaka dostrzegła podekscytowanie, pewnie liczy, że to na jego drużynę trafi. Natychmiast wybiegli z pokoju, a za nimi Ulvidia i Reize.

Trybuny na boisku ciut się wypełniły przez wszystkie drużyny, a na boisku stali kapitanowie każdej z drużyn. Przed nimi czarne pudełko. Wyglądało to trochę jak scena z Harrego Pottera z tiarą przydziału.

Robili jej tysiące testów, ćwiczyła z różnymi drużynami by teraz poznać wyniki swojej pracy. Drużynę, z którą "zawładnie ziemią".

Jak biały koń na Byronie ma przybyć to tylko teraz.

- Nie czekamy na ojca? - spytała niebieskowłosa stojąca za Granem, który nie mógł przestać się uśmiechać do Jennett.

- Powiedział, że wypadła mu bardzo nieprzyjemna sytuacja i mamy rozpocząć bez niego.

Stanęli na baczność, nastolatka również się cała napięła.

- Jennett McCurdy, jako nowa członkini Aliea Akademii, przyszedł czas aby nadać Ci twój pseudonim, pod którym będziesz funkcjonować jako kosmitka - okej, w tym momencie mało co nie pękła ze śmiechu. Oficjalnie została kosmitką, ale jaja - Czas by dopasować ci drużynę, w której pokonasz Ziemian i pokażesz, że piłka nożna to nie tylko sport.

- Z nadania wszechświata, nieba ciemnego jak noc i bóstw od dzisiaj nazywasz się Nyx - dalej przemawiał Gran pokazując pełną powagę i swoją dostojność. Rozległy się brawa. Nyx, brzmi naprawdę w porządku, jak bogini śmierci - A teraz weź to pudełko i zobacz czyj strój w sobie kryje.

Dziewczyna zerknęła jeszcze na stroje wszystkich. Wyglądali jak prawdziwi kosmici, były ładne, dopasowane, ten Gazela podobał jej się chyba najbardziej. Szóstka stojąca przed nią wlepiała w nią swój wzrok nie mogąc się doczekać, czując lekką presję sięgnęła po pudełko. Rozwiązała wstążkę i...

- Slitherin! A nie, to nie ta bajka - cisza, która towarzyszyła sytuacji została kompletnie przerwana. Wszystkie oczy zostały zwrócone w stronę faceta, który jak gdyby nigdy nic wszedł sobie na boisko.

- Co Pan tu robi?! - warknął Gran. Jennett słysząc ten głos przysunęła się bliżej chłopaków.

- Steven... - wymamrotała.

- Przepraszam, że przerywam tak ekscytującą scenę, ale przyszedłem po to co moje - zmarszczył brwi. Za jego wściekłą miną kryło się największe zło, jakie zebrani widzieli na oczy. A cała ta zła energia była wciskana w Jennett, która mocno ściskała pudełko.

- Jennett zostaje z nami - zaprotestował Gran zasłaniając ją.

- Z waszym ojcem nie idzie się dogadać. Mieliśmy umowę, kawałek mocy, za demona.

Czarnowłosa nie sądziła, że jej rycerzem okaże się być syn Darka, ale teraz lepszą opcją wydaje się zostanie tutaj.

- Skończyliśmy współpracę, więc spierdalaj - powiedziała dosadnie, Steven aż był pod wrażeniem - Nie jestem twoją własnością.

- Nie byłbym tego taki pewny Xerces - wyciągnął wygięty papier z podpisaną niegdyś umową.


Zapowiedzi Byrona

Ja...nawet nie wiem co mam powiedzieć. Josh ostatecznie wylądował w moim domu, i chociaż próbujemy wyluzować nikt nie umie spać spokojnie. Zostały nam ostatnie godziny nim rozpocznie się koniec świata wywołany przez demona. Ganianie się po lesie, tajny plan i tysiąc wylanych łez. To nie może być koniec! "Tylko ja ją powstrzymam...my" - mówił Yarel, ale 5 kamieni to chyba za dużo... Przeczytajcie 28 rozdział (ostatni?) "When the sky fall", okolice kwietnia bądź maja, zapraszam.

-----------

O matko, o matko, o matko!

Nawet nie wiecie jak się jaram. Akcja tak bardzo nabrała tempa. Pamiętacie jak się pytałam was o zakończenie? Koncepcja się całkowicie zmieniła, no może nie całkowicie, ale myślę, że będzie satysfakcjonująco. Anioł i demon. Yarel i Xerces. Chromosom Y jak u faceta i X jak u kobiety, tak sobie wymyśliłam! Myślę też, bo moja dziewczyna nalega nad jakąś juicy sceną, ale to się okaże. Jednak checa z Joshem tak bardzo mi się podoba! Już to mówiłam, ale powtórzę, że Josh w sumie czerpał przyjemność ze spędzania czasu z Byronem jako jego dziewczyna i kochania się z nim. Wiem trochę sus, ale Joshi jest bardzo sus. Chce wiedzieć co myślicie o Odrei, którą cieszę się, że udało się rozwinąć, co myślicie o tym rozdziale i wasze prognozy o zakończeniu!


Po lewej Yarel, a po prawej Xerces. Taki mój rysuneczek.

Osiemnastka za mną. Jak zaczynałam to pisać, miała 12 lat i kompletnie nie wiedziałam jak się zachowują prawie dorośli nastolatkowie, teraz jestem jedną z nich. Nie zmieniło się za wiele w moim życiu, nie piję, nie palę. Jedynie jak chce wykorzystać pełnoletniość do zrobić prawo jazdy i jeździć po konwentach. No i nie byłam na maneskin, bo covidek mmm, a znając moje szczęście przełożą na dzień w którym będę mieć wycinane migdałki.

To tyle, kc was




czwartek, 14 października 2021

26. Wszyscy nosimy maski

 


- Dziękuję ci Arti, że ze mną przyszłaś.

- Iris...dziękujesz mi już 3 raz...

- Tak, ale w takie miejsca raczej dziewczyny nie chodzą...

Iris i Odrei znajdywały się nigdzie indziej jak w Maido cafe. W ostatnim czasie po wprowadzeniu ról jakie odgrywają dziewczyny kafejka stała się o wiele popularniejsza. W pobliżu znajduje się również uwielbiana przez drużynę Zeusa kawiarnia Nature Art Cafe, która opustoszała od czasu fali popularności dziewczyn w fartuszkach.

Iris jako iż boi się odmawiać ludziom, nie protestowała i została wybrana do przeprowadzenia przeszpiegów. Wzięła ze sobą Odrei, no bo jak to tak? Raczej samotni chłopcy i faceci, ewentualnie lesbijki chodzą w takie miejsca. Chociaż może myśli starodawnie? W końcu to problem jest w tych którzy to seksualizują, a nie w seksualizowanych. Jako kelnerkę wybrały sobie cosplayerkę, od razu ją rozpoznały, tak jak pozostałe dziewczyny na liście. Zaś zdziwiły się widząc imię Jennett, ale nie mogły jej wybrać gdyż była już zajęta.

- Myślisz, że jak wprowadzimy takie same desery to nikt się nie zorientuje? - kminiła Iris.

- Nie mam pojęcia. Tylko, że tu wcale nie mają nic oryginalnego! Wszędzie dostaniesz galaretkę i deser lodowy.

- Ale specjalnych usług nie świadczymy...

- One też nie robią nic wielkiego! To nie klub ze striptizem. Wasza kawiarnia to poważna knajpa, nie wygłupiajcie się i nie szukajcie problemu gdzie go nie ma.

Iris aż się przestraszyła. Nie chciała marnować czasu przyjaciółki. Ta tylko siedziała z głową podpartą o rękę i śledziła uważnie Jennett. Była pod wrażeniem jak idealnie chodzi w tak wysokich butach, chyba wcześniej miała z tym problem. I że płacą jej za darcie się na klientów?

- Jesteś zła, że cię tu zabrałam czy dalej się przejmujesz tym 2- z matmy? - spytała gotowa na wybuch. Pewnie chodzi o zupełnie coś innego. Od dłuższego czasu była naburmuszona, a jej stukanie obcasów po korytarzu było głośniejsze.

- Nie...nie... - ogarnęła, że zmartwiła przyjaciółkę - Nic się nie dzieje, zgłoszę się do tablicy i wyrównam to jakąś czwórką.

Iris odetchnęła z ulgą przynajmniej w tym temacie, bo zaczęła wyczuwać pewne napięcie w powietrzu. Skupienie energii właśnie na ich dwójce.  

- Czemu ja się na to zgodziłam?! Wszyscy się na nas patrzą, tylko dlatego, że jesteśmy dziewczynami - załamała się znowu Iris i próbowała się schować za menu. Umierała już z zawstydzenia.

- Bo się babo dajesz wykorzystywać! Ciągle robisz wszystko dla wszystkich, masz szczęście, że przynajmniej Demeter jest dla ciebie łaskawy! - i znowu się uniosła co dla Iris było jeszcze bardziej przerażające, że znowu na nią krzyczy.

- Przepraszam! - na jej nieszczęście za kartką papieru chowała się tylko jej twarz - Ale zauważ, że głównie patrzą się na nas kelnerki... 

Odrei jakoś to przeoczyła, aż zamilkła na chwilę i się obróciła patrząc na każdą z osobna, niektóre nawet coś szeptały między sobą.

- Rzeczywiście, a czy to przypadek, że prawie wszystkie je znam? Przecież tam stoi nasza klasowa blondi, a ta w kocich uszach jest menadżerką Otaku.

- W sumie Byron mi coś mówił, że Otaku pozyskują informacje od dziewczyn powiązanych z piłką z każdej szkoły.

- Co za gnoje! - uderzyła otwartymi dłońmi w stół - ...zaraz, Love ci powiedział? Czemu nie mi?

Iris pokazała kolejną minę przerażenia, ale nie rozumiała co w tym złego, w końcu ona też jest menadżerką Zeusa, chyba, że to wcale nie chodzi o to.

- Jesteś zazdrosna? - wyszeptała.

- Niby o co? - Tak naprawdę była kompletnie załamana, że ich relacja tak bardzo się rozlazła, nie piszą do siebie, a ich wspólne czasy szkolne przestały mieć znaczenie. Nie chciała w to mieszać Jennett, ale nie umiała inaczej. Teraz denerwowało ją wszystko.

- Jak tylko słyszysz imię Byrona to kręcisz nosem...- zasłoniła się tarczą z menu by potwór Odrei zadała jej jak najmniej obrażeń.

- Wcale nie! - jakby teraz dokładnie tak nie było.

Na szczęście nadchodzącej bitwie zapobiegła kelnerka cosplayerka, która przyniosła zamówienie. Akurat była przebrana za Hatsune Miku 

- Tęskniłyście? Przyniosłam wasze zamówienie. Dla ciebie Pancakeki z puchatą chmurką, a dla ciebie koktajl z magicznego wróżkowego owocu.

- Nie mogłaś po prostu powiedzieć naleśniki z watą cukrową i sok z truskawki i banana? - upomniała dziewczynę obrzydzona ilością cukru jaki zaraz spożyje oraz tym jak kelnerka próbuje być słodka.

- Nie baka! Ale zamiast tego mogę wam zaśpiewać... Sekai de ichiban ohime-sama… - zaczęła pierwszy wers „The world is mine”

- Nie! Błagam!

- No weź Odrei - że też musiała ją pouczać jak się zachowywać - Jak już tu jesteśmy to chociaż bawmy się dobrze.

- Czy jest coś co mogę dla ciebie zrobić? Umiem też tańczyć - zakłopotała się Hatsune.

- Jakiś problem? - podeszła do ich stolika Jennett zdziwiona tym hałasem.

- Ooo cześć - przywitała się Iris, Odrei też szczęśliwsza pomachała jej licząc na pogawędkę z chyba jedyną tu normalną osobą.

Jennett zamrugała dwa razy oczami jakby nie kojarząc kim są te dziewczyny i czemu się tak ucieszyły na jej widok.

- Heeej - odpowiedziała szybko, ale trochę za sztucznie.

- O widzę, że się znacie, to może was zostawię, szłaś na przerwę? - Miku już się odsuwała by nie narazić się nerwowej brązowowłosej jeszcze bardziej.

- No szłam - nie była zadowolona, że ją zatrzymują. Dziewczyny znowu się lekko zdziwiły jej zachowaniem, przecież tylko zamienią parę słów.

- Należy ci się! Tak się dzisiaj spięłaś, że nic nie stłukłaś, spaliłaś ani się nie potknęłaś no aż szok!

- Przecież to nic wielkiego - Josh zapomniał jak niezdarna potrafi być jego przyjaciółka. Jennett przysiadła się obok Iris, która zaczęła się bać jej obojętności na twarzy.

- Byronowi muszą się podobać te ciuszki... - zaśmiała się Odrei i zaczęła swojego naleśnika.

- Tia... temu zboczeńcowi tylko jedno w głowie - widząc, że Iris szykuje tarcze z menu po prostu wzięła i napiła się jej koktajlu. Smith patrzyła na to z przymarszczonymi brwiami. Nie określiłaby Byrona zboczeńcem, w końcu tak dobrze ją traktuje, a to że ma wysokie libido to sprawa genów matki Afrodyty.

- Słuchaj, a nie masz go trochę dość? Wkręcił się trochę w tą akcję z kamieniami, chyba mało czasu że sobą spędzacie?

- Odrei! - upomniała ją Iris, że od razu schodzi na temat Love'a jak mogłaby się zapytać co u niej. W końcu dowiedziała się, że jest adoptowana

- No co?

Jennett zachichotała.

- Tak mam go trochę dość - Co jak co ale twierdzącej odpowiedzi się nie spodziewała, tamto powiedziała z raczej słyszalną ironią. - Ale to Byron, jest w cholerę irytujący - przez Jennet było można usłyszeć Josha - Jednak wychodzimy dość często. A co? Liczysz, że się zdenerwuję, rzucę go i zajmiesz moje miejsce?

Wtedy to Odrei podniosło się ciśnienie jak i nieświadomie jej policzki się zaróżowiły. Iris wiedząc co się szykuje deptała ją pod stołem, a Smith nie chcąc od razu się rzucać po prostu ustąpiła.

- C-co? - dotykała się zimną dłonią po policzkach.

- Mylę się? Przyjaźń ci wystarczy? No spoko. Tylko czemu już się ze sobą nie spotykacie, pewnie myślisz, że to przeze mnie?

- Ale czemu zaczynasz, ja wcale tak nie... - plątał jej się język. Skąd ona takie rzeczy wzięła?

I czemu wyrzuca je na wierzch, widać, że jej nie lubi. W interesie Jennett było zniszczyć życie towarzyskie Jennett, Byrona przy okazji też. Przejrzała telefon Aphrodiego i była tam jakaś Odrei, dokładnie jej opowiedział o ich znajomości. Ale się udało, że akurat się spotkały!

- No przyznaj, że mnie nie lubisz - założyła ręce na piersi - Jeszcze tu przyszłaś i mnie śledzisz.

Iris afirmowała do niebios by zła aura nad ich stolikiem zmieniła kolor.

- Lubię cię, ale widzę, jak działasz na Byrona, jak jakiś narkotyk. A to ja jestem jego zdrowym rozsądkiem, ja go zawsze wspierałam. Nie mieszkasz tu nawet przez rok, a się rządzisz i mydlisz mu oczy - No i nie wytrzymała.

Jennett zagwizdała z podziwem, że powiedziała co myśli. Odrei aż wstała, bo już zamierzała wyjść

- Też wiem jak to jest być numerem 2 - skomentowała to, ale w głowie brązowowłosej zabrzmiało jakby powiedział to ktoś inny. Jeszcze ten wzrok zaintrygowania, i co to ma znaczyć? Być numerem 2? Coś jest nie tak. Ale już nie powiedziała nic, ponieważ Jennett po prostu wstała i sobie poszła.

- Smacznego życzę.

I chyba na tym skończyły się przeszpiegi, przynajmniej w przypadku Odrei, która wzięła naleśnika to ręki i wyszła. Mega się przejęła tym co zaszło. Nie czekając napisała do Byrona czy mogą się spotkać. Jakoś musiała mu o wszystkim opowiedzieć prosto w twarz, raczej jej nie odmówi. Ręce jej drżały i myślała, że się zapłacze. Jeszcze zostawiła Iris samą, odda jej pieniądze w szkole. Love na szczęście trenował sobie w pobliżu i miał odebrać Jennett z pracy, po jakiś 40 minutach w końcu się pojawił. Myślała już, że ma jej dość.

- Co się stało, nie mogłaś zadzwonić? - od razu się rzuciła na niego z uściskiem, jakby się cieszyła, że nic mu nie jest. Co z tego, że widzi go codziennie w szkole.

- Martwię się o Jennett - Byron podniósł pytająco brew. Widzi się z nią dzień w dzień i wszystko było okej.

- Co, niby czemu? Przez tego demona? 

- Nie...- patrzyła w ziemię załamana, powstrzymywała się by nie płakać. Aphrodi nie miał pojęcia co się dzieje, czemu wygląda tak marnie. Nieco przejęty po prostu ją objął.

- Pamiętasz jak w 1 klasie gimnazjum zatrzasnęliśmy się w schowku woźnego bez światła?

- No... - zaśmiał się, przypominając sobie, że weszli tam, gdyż koledzy wmówili im, że woźny w skrzynce na narzędzia trzyma sztuczną szczękę.

- Strasznie się wtedy bałam, ale równocześnie cieszyłam się, że mogę być tam z tobą...czy ty już masz mnie dość? - odepchnęła go i spojrzała mu w zakłopotane oczy.

- Dość? Może w ostatnim czasie wsadzałaś nos gdzie nie trzeba, ale dość mojej przyjaciółki jeszcze nie mam.

- Przyjaciółki... - znów spuściła wzrok - zawsze będziemy się przyjaźnić prawda? Nawet jak na ciebie krzyczę?

- No...ale o co chodziło z Jennett? - i zepsół klimat.

- Nie jest sobą, nienawidzi mnie.

- Matko Odrei znowu to samo...

- Co znowu to samo?! Krzyczała na mnie, zarzucała mi różne rzeczy, w ogóle była pyskliwa jak ja chciałam zwyczajnie porozmawiać.

- O czym ty mówisz, przecież cię lubi! - zdziwił się i aż nie mógł uwierzyć, że mówi o jej dziewczynie.

- Też tak myślałam. Do tego jej koleżanka powiedziała, że jest za perfekcyjna jak na nią.

- Ha, ha, to jest to twoje zmartwienie? - Już nie był w stanie potraktować jej poważnie. Smith znowu się napięła.

- Mówię ci, że coś jest nie tak! - krzyknęła na niego.

- Odrei...czy ty jesteś zazdrosna? Może Jennett czuje się nieswojo przy tobie i się dziwnie zachowuje?

- Co kurwa?! Wiedziałam, że czego bym nie powiedziała będziesz trzymać jej stronę - tupnęła nogą bosko wściekła. Czemu nie jest w stanie jej zrozumieć?

- Zawsze będę trzymać jej stronę - rzekł Byron z czystą powagą. Jennett jest dla niego wszystkim.

- I dziwisz się czemu jestem zazdrosna?! Ja cię tylko ostrzegam.

Byron nie chciał mówić, że jej nie wierzy, ale nie zauważył nic dziwnego w zachowaniu nastolatki. Trudno było mu wziąć Arti na poważnie.

- Jeszcze tu jesteś? - odezwał się głos całkowicie z tyłu. Stała tam Jennett, która wyszła z kawiarni gotowa do powrotu do domu. Konflikt Smith i Love'a, już nie może się doczekać rozwoju tych wydarzeń. Odrei już nie była w stanie powiedzieć nic. Zacisnęła pięść i uciekła, a pojedyncze łezki polały się z jej oczu.

- Idziemy? - Jennett złapała Aphrodiego za rękę i pociągnęła w przeciwnym kierunku. Ale blondyn dalej wpatrywał się jak Odrei ucieka.

- W którym momencie poczułaś, że ty i Josh to przyjaciele na zawsze? - zrobiło mu się żal, że znowu na siebie krzyczeli. Będzie to musiał wyjaśnić. Poczuł jak Jennett ściska mocniej jego rękę, jakby zareagowała na imię Duna.

- Chyba wtedy gdy nikt nie chciał się z nim bawić, a gdy usiadłam obok niego zbudowaliśmy największą wieżę z klocków ze wszystkich... 

- Odrei jest trochę jak on tylko raczej nie okaże się być chujem. 


Wspólna nauka nigdy nie szła im za dobrze. Ciągle ich coś rozpraszało. Najlepsza była zabawa gdy tato Byrona przyniósł im popcorn i rzucali sobie do ust, w większości lądował na podłodze.

Jennett z czasem zapomniała, że jest w roli, bawiła się tak dobrze z Byronem nie tylko jako czarnowłosa, ale też jako Josh. Sama nie mogła w to uwierzyć. Był tylko jeden problem...

Gdy wciągnęli cały popcorn z podłogi i zrobili minimum z minimów z lekcji zbliżyli się nieco bliżej i oczywiście zaczęli się lizać. Teraz praktycznie każdy wieczór tak wyglądał. Sprawa kamieni stanęła w miejscu , fioł przeszedł blondynowi i znowu zaczął żyć normalnie. Josh wiedział na co się pisał zmieniając się w Jennett. Musiał przyznać, że Love dobrze całował i było mu z nim przyjemnie. Jak za czasów gdy się do siebie dobierali "dla beki". Dun już sam nie wiedział o co mu wtedy chodziło, po prostu gardził blondynem, ale brakowało mu tych ust i jego bliskości. 

Z podłogi przenieśli się na łóżko i czule całowali. Rączka Byrona spoczęła na piersi dziewczyny, a ta położyła mu ręce na ramionach. Języki splotły im się i tańczyły wchodząc wzajemnie do gardeł. 

- Uwielbiam cię - wymruczał Byron przerywając na chwilę. Jennett wsunęła mu rączki pod koszulkę i pogładziła po klacie. Odrei miała rację, działa na niego jak narkotyk. Była prawdziwym demonem.

Blondyn zrzucił z siebie koszulkę, to samo uczyniła Jennett, a Love od razu wbił się w jej szyję. Wplótł rękę w jej włosy i skubał po szyi. Lizał i całował, chciał oznaczyć całe jej ciało jako swój teren.

- Ej weź, nie będzie mi się chciało malinek korektorować - oderwała go od siebie i znowu pocałowała. Blondyn przeszedł niżej z pocałunkami na jej obojczyki, zsunął ramiączka od stanika.

- Mogę? - na co czarnowłosa pokiwała głową by rozpiął jej stanik. I już mógł złapać za jej obie nagie piersi. Ta go wtuliła do siebie by mógł swobodnie ją dotykać. To było naprawdę miłe uczucie. Ona też mu jeździła paznokciami po plecach, ale Byronowi nie szło tak dobrze jak zwykle. Widać było, że jest rozkojarzony, dręczyły go słowa Odrei. Nie do końca chciał wierzyć, że to wszystko było z zazdrości. Pocałowali się znowu, ale Love odkleił się na chwilę ciągnąc przy tym stróżkę śliny.

- Co robisz? - spytała gdy jej chłopak sięgnął po telefon.

- Głupio mi jak potraktowałem Odrei, będę musiał z nią pogadać na spokojnie, tylko kurczę kiedy...jutro widzę się z Axelem...

- Wierzysz jej? - zirytowała się, że chłop przerwał w takim momencie. Blondyn wzruszył ramionami - Napisz jej, że pogadasz z nią w najbliższym czasie, ale nie mów dokładnie kiedy.

No i git. Niczego nieświadoma blondyna pójdzie na spotkanie z jeżem, a ona w tym czasie nastraszy Smith. Co może pójść nie tak?

Po wysłaniu wiadomości rzucił telefon na bok i wskoczył ponownie na łózko przywierając Jennett do ust.


*

McCurdy przebudziła się. Nie wiedziała ani gdzie jest, ani jaki jest dzień, ani co się wydarzyło. Był to dzień po wyprawie na Fuji. Wstała z nieswojego łóżka. No tak, Josh i nastolatki o kolorowych włosach...przetarła sobie oczy. Ten cały Reize i Gran czy jak im tam, kosmici. Ugh, bała się, bała się co się z nią stanie, i że zostanie tutaj na zawsze. Miejsce gdzie się znajdywała o dziwo nie było straszne i nie przypominało statku kosmicznego. Był to zwykły pokój pomalowany cały na czarno, bez okien i z drewnianymi meblami, na środku stał również drewniany stolik. W pokoju były jeszcze drzwi zapewne do łazienki. Miała na sobie wczorajsze ciuchy, ale ani śladu po jej plecaku. Zaczęła kombinować co powinna zrobić, uciekać? Nawet nie wie gdzie jest, pewnie dalej pod ziemią i chroniona przez facetów w czerni. Ja pierdziele, że też ten głupi kontrakt ze Stevenem doprowadził ją do tego miejsca. Wstała w końcu z łóżka i podeszła do szafy, bo to co miała na sobie było niepierwszej świeżości. O dziwo były w niej ubrania, chyba nawet jej, okej... Wisiały też jakieś kolorowe koszulki i stroje sportowe. Wzięła cokolwiek i poszła do toalety podejrzewając, że przecież mogą tu być gdzieś kamery. Dziwnie tak, nie wie nawet która jest godzina, równie dobrze mogła być 3 w nocy, a ona chętnie by zjadła jakieś śniadanko. Ktoś po nią przyjdzie czy coś? Chciała to dostała, do drzwi ktoś zapukał. Nacisnęła klamkę, a tam nikt inny jak Gran w zwykłych domowych ciuchach. 

- Wstałaś, to dobrze - powiedział jak gdyby nigdy nic.

- Czemu mnie porwaliście? - spytała prosto z mostu.

- Bo nie odpowiedziałaś na zaproszenie do drużyny.

- Sorry, nie mogłam znaleźć cię na Facebooku- kto normalny porywa przez to ludzi? Ale no tak, oni nie są normalni, to kosmici. Nie zareagował na jej żart, co wprawiło ją w pewien niepokój. Czemu Steven z nimi współpracuje, do czego im ona? Love coś jej gadał nad uchem o tym, teraz żałuje że nie posłuchała. Jeden za gwałtowny ruch i może stać się jej krzywda. Może dla własnego dobra i paru obserwacji lepiej będzie być przychylnym?

- Nasi ludzie cię śledzili, wystarczyłoby potwierdzenie słowami.

- Zajebiście... - nie ma to jak się dowiedzieć o stalkowaniu.

- Przyniosłem Ci śniadanie - wręczył jej talerz z jeszcze ciepłym jedzeniem. Jak zjesz, przebierz się w któryś ze strojów w szafie, a ktoś po ciebie przyjdzie. Trochę cię oprowadzi, a potem zaczniemy trening i dowiemy się do której drużyny trafisz. W głębi duszy Gran liczył, że trafi na niego. Jennett przeanalizowała wszystkie twarze, które uczestniczyły w jej porwaniu. Był tam też Burn...pewnie ktoś z nich się nią zaopiekuje, a może być to kompletnie ktoś inny. Ciekawe czy to działa na zasadzie domów w Hogwarcie.

- Okej, ale ile będę czekać? Tak jakby zabraliście mi plecak i telefon...

- Wszystko jest w jednym kawałku, nie martw się - wsadził jej jeszcze sztućce do ręki - Masz 15 minut - obrócił się na pięcie i zamknął drzwi. Niepokojący z niego chłopak, gada jak jakiś robot, a równocześnie wykazuje ogromne podniecenie tym, że Jennett jest w jego pobliżu.

Siadła do stołu i wsunęła jeszcze ciepłe jajka z bekonem i tosta z serem, zarzuciła na siebie fioletową koszulkę i czarne spodenki, gdy po pokoju znowu rozległo się pukanie.

W drzwiach tym razem stała dziewczyna w jej wieku z niebieskimi włosami, możliwe że ją już widziała. Jej mina ani trochę nie pokazywała radości, że ją widzi w przeciwieństwie do Grana, wręcz wyglądała jakby przyszła tu za karę.

- Cześć - zaczęła Jennett.

- Zróbmy to szybko - jęknęła dziewczyna i chwyciła McCurdy za nadgarstek wyciągając ją z pokoju.

- Ej spokojnie! - krzyknęła na nią, ale ta ciągnęła ją bezdusznie wzdłuż korytarza prawdopodobnie przeklinając sobie pod nosem.

- Jestem Ulvidia, gram w drużynie Genesis razem z Granem, łapy precz od kapitana bo zabiję - chyba jej nie pozwoli na jakiekolwiek pytanie, więc milczała i dała się ciągnąć wycierając wszystkie kurze - Tutaj są wszystkich pokoje, w większości śpimy po 2 osoby, więc masz luksusy. Słowem wstępu to jesteśmy kosmitami, którzy chcą walczyć z ziemianami za pomocą piłki nożnej. Wiem brzmi absurdalnie, tak jak absurdem jest to że Gran i ojciec cię tu chcą, niby jesteś taka jak my, ale nie sięgasz nam do pięt - nawet nie próbowała łapać o czym mówi, pewnie potem dopyta o to Grana. Siedziba wydawała się być takim kwadratem wokół którego chodziły, w samym jego środku znajdowało się boisko. - Coś w rodzaju świetlicy, gdzie czasem oglądamy filmy, siedziby naszych szefów, sale treningowe, biblioteka, basen, siłownia, pokój pielęgniarki, no i oczywiście boisko.

Wielkie przeszklone okno w ścianie dawało widok na ogromne, dobrze oświetlone boisko, które aż raziło swoim blaskiem. Ulvidia zauważyła zachwyt Jennett i aż sama się uśmiechnęła.

- Robi wrażenie co? Zaraz tam wejdziemy i będziesz mogła się wykazać. Zrobimy ci kilka testów na twoich normalnych możliwościach i zdopingowanych po czym czeka cię seria treningów indywidualnych.

- Tyle, że ja od dłuższego czasu byłam zawieszona i kompletnie forma mi siadła... - przestraszyła się, że zawiedzie. Chyba traktowali to zbyt poważnie.

- Nie martw się o to, Gran dał ci kamień Aliea, więc po prostu załóż go na dosłownie parę sekund, a potem zdejmij, powinno cię to podrasować. Taka przyjacielska porada.

- Słucham?! Nigdy znowu tego nie założę, skoro mnie śledziliście to powinniście wiedzieć co mi odwala... 

- Odwala mówisz? Będzie ciekawie... - zaintrygowała się. - Chodź, pewnie już na nas czekają.

Weszły przez ogromne przeszklone drzwi, światło reflektorów dosłownie oślepiało, nie było porównania tego boiska z ichniejszym w Raimon.

- Weź się tak nie gap! To dziwne! Po prostu tam wejdźmy! - przy szklanych drzwiach była klawiatura, na której niebieskowłosa wpisała kod, a drzwi zasyczały i otworzyły się.

Teraz wyglądało to jeszcze potężniej. I to wszystko mieści się pod ziemią?!

- Hej dziewczyny, zwiedzone wszystko? - z trybuny wychylił się nagle Burn, a ten tu czego?! Weszła delikatnie za Ulvidię, ale po chwili pokazały się kolejne twarze. Między innymi Gazela, Reizego o ile dobrze pamięta i taki w czarnych włosach co nie wyglądał za przyjacielsko, ale chyba najmądrzejszego z nich wszystkich.

- No i co się szczerzysz klaunie? - skarciła go.

- Idziemy na drugą stronę, drużyna Dvalina zaraz tu przyjdzie i będzie na drugiej połowie - zarządził Gran i wskazał tego czarnowłosego dziwaka.

Wcześniej tego nie dostrzegła, ale na tej drugiej połówce czekały na nią piłki, pachołki, znowu te dziwne roboty, płotki, wszystko czego potrzebowała do testów.

- No więc tak. Przygotowaliśmy dla ciebie kilka testów sprawnościowych. Najpierw wykonasz je normalnie, a później z meteorytem Aliea, który ci wręczymy. A wy co sztuczny tłum robicie? Nie macie co robić? - Gran chciał z nią zostać sam na sam, miał pełną rozpiskę danych i miał wypełniać tabelki. Chociaż tak naprawdę głębszą analizę wykonywali naukowcy w fartuchach ukryci w ponad trybunami. Ekipa przewróciła oczami.

- Przecież będziemy tylko patrzeć - mruknął Reize, którego Gran od razu uciszył samym wzrokiem, więc sobie poszli. Chociaż tak naprawdę nie mogli się powstrzymać by nie obserwować z ukrycia, najbardziej Burn.

Gran pozwolił jej na rozgrzewkę. Podpatrywała co robi druga połowa boiska, a czerwonowłosy siedział na murku i się patrzył perfidnie na nią. Ona też go pilnowała wzrokiem, ale nie odezwali się ani słowem. Niezręcznie.

Testy te wyglądały mniej więcej tak jak na wfie. Bieg po kopercie, rzut piłką lekarską, drybling przez pachołki, skok w dal. Trochę nie traktowała tego poważnie, śmiała się, chociaż cieszyła się, że w końcu się rusza. Gran nie podnosił nosa z kartek tylko jej mówił co ma dalej zrobić. Pewnie bazgrał jakieś serduszka zamiast pisać.

- Jest dość wolna, aczkolwiek widać jej determinację, potrafi przekalkulować co jak najlepiej zrobić, chociaż wyników nie ma jakiś wybitnych. Ale jest dziewczyną to może przymknę oko - myślał gryząc długopis. Według niego idealnie nadawała się do Genesis.

- Teraz najważniejsze - zeskoczył z murku i przeniósł wszystko co było zbędne na bok. Rozstawił pachołki, ustawił trzy roboty by udawały obrońców, a na końcu czysta droga na bramkę.

- Chyba wiesz co masz robisz - rzucił jej piłkę pod nogi - Musisz wyminąć wszystkie przeszkody i trafić na bramkę.

- Mam lekkie deja vu - to było dla Jennett jak zielone światło, teraz wszystkim pokaże! I wystrzeliła niczym rakieta. Skakała między pachołkami nie tracąc piłki z oczu z prawie taką szybkością jak w Prędkości Kła. Dalej byli niby obrońcy. Jednemu wślizgnęła się między nogi, drugiego wyminęła, a nad trzecim przeskoczyła robiąc salto. To był jej firmowy ruch, który służył jedynie popisaniu się co dziewczyna uwielbiała. Chociaż to szybka akcja to była w swoim żywiole. Nie pozostało jej nic innego jak oddać strzał co przyszło jej z ogromną łatwością.

- Tak to się powinno robić - rzekła dumnie idąc do Grana po dalsze instrukcje. Ten był pod wrażeniem, podobnie jak chowająca się reszta. Burn i Gazel wiedzieli od początku jak to wygląda, ale Reize i Dvalin po drugiej stronie nie podnieśli nawet kącików ust pozostając w swojej zadumie.

- W takim razie teraz spróbuj z tym - wręczył jej kamyk na rzemyku, dokładnie taki sam jak ten, który wręczył jej przy pierwszym spotkaniu. Obawy Jennett na nowo wróciły, czy ten dziwny demon znów wylezie? Chyba nie dopóki nie przywoła Wiedzy Demona.

Tylko naszyjnik wylądował na jej szyi, a jej ciało nabrało energii, przeszedł ją energetyczny impuls. Włosy delikatnie się uniosły, a niebieskie oczy rozżarzyły. I znów poleciała, o wiele szybciej, bo czuła jakby mogła przebiec maraton z 3 razy. To było niesamowite uczucie, to była prawdziwa moc, która dała jej wiatru w skrzydła. By ominąć obrońców nawet nie musiała się specjalnie patyczkować. Tak bardzo chciała strzelić, tak bardzo chciała pokazać jaka jest dobra. W tym momencie powinna strzelić Wiedzą Demona i chyba prawie to zrobiła...

- Wie... - tylko wypowiedziała pierwszą sylabę, a demon już ją objął. Z jej pleców wyrosły zalążki skrzydeł, a oczy zażarzyły się niebieskim ogniem. Czarne pióra wydobyły się z jej ciała. Była na idealnej pozycji do oddania strzału. Na szczęście Jennett powstrzymała się by wypowiedzieć resztę nazwy techniki i oddała strzał tak mocny, że piłka jeszcze chwilę wirowała w siatce. Opadła na ziemię łapiąc się za brzuch, znów ten przeszywający ból, dyszała niespokojnie, ale dzięki temu, że się powstrzymała nie był tak mocny. Podniosła się do góry jakby to było zamierzone i uśmiechnęła się jak ten demon. Buzia Grana była szeroko rozwarta, wszyscy jakby zatrzymali się w czasie. Drużyna obok patrzyła się tylko na nią, podobnie jak Dvalin.

- O cholera - teraz Ulvidia będzie mieć jeszcze większą konkurencję.

- Z Ojcem nie mogliśmy wybrać nikogo lepszego – powiedział cicho, ale na tyle słyszalnie by dziewczyna to usłyszała.

- Dzięki... - Ale ręce dziewczyny nie mogły przestać się trząść. Potem na nowo rozłożyli pachołki i resztę przeszkód robiąc ponownie te same ćwiczenia. Wychodziły jej znacznie lepiej i jeszcze z większą lekkością. Gran opowiedział jej jeszcze o drużynach i że czeka ją trening w każdej z nich. Jak skończą mają obiad i czas wolny, a potem pozna pozostałych członków wszystkich drużyn.

Jennett nie wiedziała co się właśnie odwaliło. Czuła się mniej więcej tak jak w pierwszych dniach w Raimon, była w centrum uwagi i wszyscy się nią zachwycali. Przecież nie ma czym...szczerze mówiąc zmęczył ją ten cały trening, ale i tak był dla niej odprężeniem od tego całego natłoku informacji. Tylko ten demon, dobrze że nie skończyło się tragedią, jeszcze by ją wyrzucili.

- Gemini storm, Epsilon, Diamond Dust, Prominance, Genesis... - przypomniała sobie nazwy wszystkich zespołów, które wymienił jej potem Gran. Cały strach z niej uleciał, a wręcz zaczęła się cieszyć, że tu jest. Jeszcze nie rozgarnia o co tu chodzi, ale wie, że ci ludzie pomogą jej się rozwinąć pod względem piłkarskim. Szkoda, że nie ma tu Byrona, też byłby zachwycony. Jedyne co może dla niego zrobić to to wszystko zapisać.

Wskoczyła z powrotem w robocze ciuszki i nim się spostrzegła został jej przywieziony obiad, tym razem przez dwóch panów w kitlach...okej. Pochłonęła wszystko za jednym zamachem jak na wielką fankę jedzenia przystało.

Czas wolny tak? Fajnie, że nie ma telefonu albo jakiś kartek czy długopisu. Ehhh.

W takim razie może czas pozwiedzać? Ulvidia nie pokazała jej zbyt wiele, większość miejsc była opisana, więc raczej się nie zgubi. Po wyjściu z pokoju liczyła, że nikt jej nie zobaczy, nie zagada. Skradała się mijając korytarz pełen pokoi, było tak głośno, za drzwiami, że może nikt jej nie usłyszy. 

- Sala treningowa, sala treningowa 2, siłownia, kuchnia dzieci i mamy bibliotekę!

Czytanie książek nie cieszyło się chyba zbyt dużym zainteresowaniem wśród kosmitów. Nawet bibliotekarka nie była potrzebna, bo jej stanowisko było puste. Wzięła, więc jakiś papier i długopis. Książki wyglądały tak jak te zwykłe ziemskie, tytuły też były napisane po japońsku, a nie kosmiciemu.

Od czego zacząć?

- Gdy spotkałam Grana i Reizego po raz pierwszy powiedzieli mi że jestem jedną z nich. Nie jestem kosmitką, chodziło im o demona? Czy jestem na tyle dobrą piłkarką, że mnie chcieli w swojej drużynie? Podają się za kosmitów. Jaki mają cel w przybyciu na ziemię? Czy są prawdziwi? Mocy dodaje im meteoryt Aliea, sami zachowują się jak zwykłe ludzkie nastolatki do tego mówią po japońsku. Wydają się być jak rodzina, chociaż istnieją pewne podziały. Nie widziałam żadnego dorosłego poza dwoma facetami w fartuchach, powinni mieć jakiegoś trenera, reszta to dzieci starsze i młodsze. Usłyszałam też o jakimś Ojcu, wielki brat? Steven? Albo może Steven pracuje dla tego Ojca? Po co Stevenowi ona? I kontakt z nimi? Chodzi o moc? O te kamienie? - to był jej monolog wewnętrzny i wszystko to wpisała na kartkę. Trochę jej się obraz rozmazywał mimo iż miała soczewki, okulary sprawdziłyby się lepiej, ale były w tym durnym plecaku...Gryzła długopis myśląc jeszcze, gdy niespodziewanie prawie wyskoczyła z fotela, po tym jak poczuła dotyk czyiś rąk na swoich ramionach. Złapała się za serce, które prawie co nie dostało zawału.

- Jezu... - odwróciła, i w tym momencie serce całkowicie wystrzeliło z jej klatki piersiowej.

- Tu się schowałaś - stał za nią Burn pokazując swoje ostre zębiska zadowolony, że ją znalazł.

Ok, spierdalańsko. 

Dosłownie ją sparaliżowało jak za sprawą strzały Artemidy, nie udało jej się wymknąć, gdyż chłopak od razu złapał ją za rękę.

- Puść mnie!

- Chcę tylko pogadać, nic ci nie zrobię, odsunę się nawet jeśli księżniczka sobie tego życzy.

- O czym chcesz gadać?! - syknęła na niego sugerując, że nie mają o czym rozmawiać. Burn naprawdę chciał tylko zamienić kilka słów, Gran by chyba wyrwał mu tego jego tulipana na głowie, gdyby chociaż musnął delikatnie czarnowłosą.

- Wiesz...o życiu - wyrwał jej kartkę, którą Jennett kurczowo trzymała. Czytał jej notatki równocześnie odpychając ją od siebie gdy ta chciała je mu odebrać. - A co tu wzorowa uczennica zanotowała? Ściągi? - zadrwił z niej.

- Oddawaj! - ta podskakiwała jak małe dziecko by dosięgnąć kartki. Już nawet zaczęła go szarpać jak agresywna chihuahua.

- A jak ci odpowiem na te wszystkie pytania to się uspokoisz? - odepchnął ją całkowicie zanim wydłubała mu oko paznokciami.

- A mógłbyś? - tego się nie spodziewała, chłopak wręczył jej z powrotem kartkę.

- Ale nie tutaj - ściszył głos, a jego żółte źrenice przekręciły się w stronę prawie że niewidocznej kamery.  Jennett zrozumiała, że głupia była cały czas na widoku. Nie miała czasu do namysłu po co w bibliotece kamera, ponieważ Burn od razu ją gdzieś pociągnął. Wszyscy tu biegają w tak zawrotnym tempie? Burn wypatrzył jakieś drzwi i dosłownie wrzucił ją do środka. Czy to nie jest schowek sprzątaczki? Podniosła miotłę, na którą wpadła. Zapalił światło i zatrzasnął drzwi. Przestrzeń była dość ciasna, a byli tu sam na sam. Sama z siebie zaczęła dygotać, a serce przyspieszać. Co jest? Poczuła jakby coś jej stanęło w gardle. Znowu to uczucie zagrożenia w jego towarzystwie. Nie, nie, przecież nic jej nie zrobi. Nie po to ją zaciągnął w ciasne miejsce bez kamer by...

- Wszystko w porządku? - spytał widząc jak myślami jest poza padołem ziemskim, jak jest blada na twarzy, a nogi trzęsły się jak babcie na zimnie.

- Tak, tak to klaustrofobia... - tłumaczyła się jąkając, bo dalej nie mogła się uspokoić.

- Ta...klaustrofobia. To wcale nie tak, że banda podająca się za kosmitów cię porwała, zmuszając cię do ćwiczeń i jakiś testów, a teraz twój dawny oprawca wrzuca cię do schowka na szczotki - patrzył w jej oczy by złapał z nim kontakt i się uspokoiła, chciał udowodnić, że nie ma złych zamiarów. W końcu spojrzała na niego spod czarnej grzywki i wzięła parę wdechów i wydechów - Przepraszam... - znowu zaczął chłopak. Głowa McCurdy poszła lekko na bok. Niemożliwe, po tylu latach przeprosił ją za wszystkie świństwa jakie jej zrobił. Tylko na co jej teraz przeprosiny? Nie zwróci jej to czasu zmarnowanego na płacz, nienawiść do samej siebie, wiecznego okłamywania, czy kasy za głupiego psychologa.

- Nie zamierzasz się na mnie mścić? - odsunęła się jednak delikatnie. Pokręcił przecząco swoją czerwoną czupryną.

- Jak ostatnio się widzieliśmy to trochę mnie poniosło, wszystkie wspomnienia wróciły. Po powrocie przepracowałem sobie wszystko w głowie. Że to ja byłem ten zły, a wysługiwanie się tobą i zabawianie naiwną dziewczynką jest zabawne dopóki się nie ponosi konsekwencji. Naprawdę mi przykro.

Jennett nie wiedziała co powiedzieć  Zmądrzał, dobrze dla niego, tylko trochę za późno. Litości nie będzie, w życiu. Mimo że na jego twarzy widziała żal do samego siebie, a miał problem z wyrażeniem uczuć, a przepraszaniem to już w ogóle. Jej twarz przypominała pysk wilka gotowego do ataku, chciała mu wygarnąć wszystko, ale to by znowu zabolało ją.

- Wiesz jak trudno zdobyć 16 latce tabletkę po w Korei? - powiedziała to takim tonem, który był cienki i ostry jak igła, która wbiła się w serce Burna. Spuścił delikatnie głowę, z jego ust wydobyło się kolejne ciche "przepraszam". Jennett westchnęła, jednak niepotrzebnie wchodziła na tak cienki lód.

- Było minęło, żyję dalej. Ale co się stało z twoim życiem. Jak do cholery stałeś się kosmitą? - stwierdziła, że czas zmienić temat, w końcu nie po to się tu wpakowali.

- To jest grubsza sprawa niż myślisz - oparł się o drzwi szykując na długą opowieść. - Zacznijmy od tego, że wszyscy tutaj jesteśmy zwykłymi ludźmi. Kosmici to tylko przykrywka dla naszych supermocy spowodowanych meteorytem Aliea.

- O kurna...to jest jakaś organizacja? Jakiś jest cel tego czy zwykłe granie na dopingu i udawanie kosmitów?

- Ehh...Jakby... - podrapał się po karku - Wszyscy zawodnicy to dzieci z domu dziecka.

- McCurdy wryło w ziemię. Wykorzystują dzieci? Czy to aby nie jest nielegalne? Jak na razie widziała samych nastolatków, ale to i tak dziwne.

- Ja i Gazel przecież też byliśmy w domu dziecka, "Słoneczny ogród", który ma oddziały w całej Azji. Piłka nożna jako zainteresowanie dzieci jest tam bardzo mocno rozwijana, Ojciec stawia na jak największy postęp. My też trenowaliśmy. Do czasu aż nie zaczęto eksplorować meteorytu. Wtedy zaczęto dokładniej szkolić dzieci na najwyższej klasy zawodników i...

- Claude...Claude... - zdziwił się słysząc swoje imię - czekaj. Bo to wszystko brzmi świetnie, ale jaki jest tego cel? Siedzicie tu zamknięci, nazywacie się jakimiś kosmitami, jesteście szkoleni jak żołnierze. Nie śmierdzi ci tu coś?

- Sprytna jak zawsze - wyszczerzył się chłopak zadowolony z czujności swojej byłej - Gran pierdoli, że to wszystko dla Ojca, on nam wszystko zapewnił, godne życie, zabrał z ulicy i terefere. Poświęcimy się dla niego, dla niego zrobimy wszystko. Ten staruch ma w nas jakiś interes, ale mi to spływa, gdyż jestem tu dla mocy kamienia i zdobycia nowych umiejętności.

- Ah no tak, zapomniałam jak egoistyczny jesteś. A ja dlaczego tu jestem? - bo to chyba najważniejsze pytanie.

- Gran i ojciec się tak na ciebie uparli, bo ty używasz zakazanej techniki, którą jesteś w stanie kontrolować albo byłaś...i cię nie wyniszcza. To jest niesamowita moc sama w sobie. Jeszcze jesteś jedną z nas można powiedzieć, bo nie masz biologicznych rodziców, ale za to dzielisz matkę z Byronem hihihihi - zachichotał jak hiena - Jak w jakimś hentaicu.

- Przestań! - Pacnęła go po nodze. Pozostało jeszcze jedno pytanie.

- A...czy wiadomo ci coś o człowieku zwanym Steven? Syn słynnego Reya Darka.

- Hmm, ten co przyprowadził Josha? - czarnowłosa dostawała odruchu wymiotnego na jego imię - On współpracuje z naszym Ojcem. Dokłada się finansowo do badań nad meteorytem, ale też i w nas. W zamian chce moc meteorytu. Nie całą oczywiście. Żeby ożywić swoją technikę hissatsu nie trzeba wiele, ale trzeba mieć talent. Ten człowiek jest widocznie bardzo zdeterminowany, bo chce ogromną część meteoru dla siebie, widocznie takim jest beztalenciem. To komentarz Grana nie mój. On nam cię podrzucił. -

Super, że została sprowadzona do kategorii przedmiotu, który przecież tak łatwo można porwać i podrzucić.

- Jakieś jeszcze masz pytania? - widział jak biegała wzrokiem po ścianie analizując wszystko - Jakbyś czegoś potrzebowała to śmiało uderzaj do mnie bądź Gazela. Do Grana za żadne skarby, jest zbyt przywiązany do Ojca i bezprzypałowy. Bądź posłuszna i nie mów tego czego nie musisz. A i jeszcze drużyny! Na podstawie twoich umiejętności zostaniesz przydzielona. Gemini Storm przewodzi ten zielony i jest to ekipa od szybkości, Epsilon tego cichego co ma oczy jak naćpany ma zarąbistą obronę jak i ataki, Diamond Dust Bryce'a to ci co kalkulują wszystko na chłodno i są na tym samym poziomie co moi Prominance, działamy pod wpływem impulsu, ale i oni i my to czysta współpraca. No i jest Genesis Srenesis, którzy są po prostu nikim i Prominance ich zdejmie w kategorii najlepszej drużyny! I ty mi w tym pomożesz! -McCurdy nie wiedziała co o tym myśleć. Wszystko brzmi wspaniale, ale...

- Kiedy będę mogła stąd wyjść? - zapytała bardzo cichutko by nie niszczyć mu chwili zachwytu. Widać było, że cała ta akademia Aliea widzi w niej jakąś nadzieję.

- Jak cię przydzielą.

- Nigdzie mnie nie przydzielą, bo ja wracam do Raimon. To wszystko jest jakieś dziwne! - podniosła się z podłogi i krzyknęła. Kurde, ma zostawić przyjaciół? Byrona? Dla jakieś chorej ambicji? Co ze szkołą?!

- Kochana...jak ty stąd wyjdziesz to ja nie wiem czy Raimon będzie jeszcze istnieć... - co?

- Claude do cholery tu jesteś! - czerwonowłosy wyfrunął gdy ktoś z całej siły pchnął drzwi i tym kimś był Gazel, współlokator Burna. Śnieżynka spostrzegł, że nie siedzi w kanciapie sam - O matko Jennett co ten pajac ci zrobił, czemu cię tu zamknął?! - no tak, Bryce, matka Teresa całej ekipy.


*


Następnego dnia jak gdyby nigdy nic Jennett normalnie wybrała się do szkoły. Miała o tyle szczęście, że kończyli wcześniej niż klasa Byrona, dlatego od razu po lekcjach się tam skierowała. Byron i Odrei nie gadali ze sobą, posyłali sobie uśmiech, ale na tym się kończyło. Jennett kryła się przed wejściem czekając aż prawdziwy Byron sobie pójdzie i będzie mogła się pod niego podszyć. Jest, idzie to biedne dziewczę. Szybka przemiana!

- Odrei... - wskoczył jej na drogę - Możemy jeszcze dzisiaj porozmawiać?

- Podniosłeś mi ciśnienie wystarczająco, może Jennett z tobą porozmawia... - przedłużyła ostatni wyraz, gdyż blondyn pociągnął ją za nadgarstek i wybiegł z terenu szkoły.

- Nie miałeś się spotkać z Axelem? - wysapała patrząc gdzie ją zaciągnął, blondyn także się rozglądał i dalej uparczywie ściskał jej rękę.

- Nieaktualne - rozglądał się czy aby na pewno są sami, zbędne towarzystwo mogłoby tylko zaszkodzić.

- Dobrze więc, słucham - Odrei tylko i wyłącznie liczyła na przeprosiny i moment, w którym powie "a nie mówiłam?". Skierowała go na ławkę, ale tylko spojrzała na jego twarz dostrzegła, że znów jest coś chyba nie tak.

- Nie lubisz Jennett prawda? - rzucił prosto z mostu.

Odrei jęknęła znudzona, że znowu to przerabiają.

- Lubię ją, nie przeszkadza mi to że jesteście razem, ale ma po prostu zły na ciebie wpływ, nie dba o ciebie...

- Tak jak ty? Nikt nie zadba o drugą osobę tak jak przyjaciel? - uśmiechnął się do niej jakby ją przejrzał, tak naprawdę podsumował wszystko co Artemida chciała powiedzieć. Brązowowłosa nieco się skrępowała, nie wiedziała co powiedzieć.

- Przyznaj, że chciałabyś być na miejscu Jennett, bez niej było lepiej prawda?

Smith kalkulowała każde jego słowo, ani tonacja, ani dobór słów nie pasował do syna Afrodyty. Czuła się jakby napierał na nią, a ona opierała się o ścianę. Czemu mówi takie rzeczy i to o swojej dziewczynie? Chytry uśmiech pasował aż za bardzo, ale w jego oczach tliła się niedostrzegalna zielona iskra.

- Kim jesteś? - zmarszczyła brwi całkowicie przeczuwając podstęp. Love zbliżył się do niej, naruszając strefę osobistą, nieco się przestraszyła, ale tego co zrobił kompletnie się nie spodziewała. Pocałował ją. Złożył delikatnego buziaka na jej ustach.

Nie wiedziała co z sobą zrobić, odruchowo go odepchnęła, przecież nie powinien tego robić! Zrobiło jej się odrobinę cieplej, a ten wyszczerzał zęby w jej stronę. To było naprawdę dziwne, ale jakoś tak nie jest na niego zła.

- Przyznaj, że tego chciałaś - oblizał się - Świetnie cię rozumiem, też od zawsze byłem numerem 2, "tylko przyjacielem". Tobie może to się podoba, ale długo tak nie pociągniesz. Zemścijmy się na McCurdy, może chciałabyś... - Smith nie mogła tego słuchać. Chłopak naprawdę namieszał jej w głowie zwłaszcza, że nie był sobą i jeszcze dała się mu pocałować! Słusznie przywaliła mu jak najmocniej z liścia, tak że spadł z ławki. 

- Kim jesteś?! - powtórzyła wściekle, cała była czerwona. Nie potrafiła zrozumieć tej intrygi.

- Kimkolwiek sobie zażyczysz słońce - mrugnął tylko oczami, a przeszło go zielone światło. Na miejscu Byrona leżała Jennett.

Nastolatka oniemiała, miała wrażenie, że chyba śni, bo to nie mogło być możliwe. Wzięła McCurdy za fraki i mocno nią potrząsnęła.

- C-co...co to do cholery było?! - ponownie rzuciła, go a raczej ją na ziemię - Chyba mi jakoś gorzej ostatnio - chwyciła się za głowę już naprawdę się gubiąc. - Czyli to wczorajsze zachowanie Jennett...to ty się pod nią podszywasz? - Jennett milczała przyglądając się i zastanawiając co jeszcze ciekawego powie - Gdzie jest prawdziwa...

- Przestaniesz biadolić? Już i tak wiesz za dużo.. Granie dwóch ról będzie trudne, ale albo cię uciszę albo się do mnie dołączysz.

- Wiesz, że zadarłaś z boginią śmierci? Mnie nie uciszysz!

- Ja nie, ale pan Steven już tak - mina jej zrzedła, w końcu ją dorwał?! I co teraz? Zaniepokoiła się co wskazywała jej twarz.

- Jennett jest bezpieczna, na razie powiedzmy, że zmieniła kolegów i drużynę, która wykorzysta jej potencjał - wstała i wytrzepała się z ziemi.

- Ej Jennettka nie za dużo tej samowolki? - na ścieżce ni stąd ni zowąd znalazła się Avril, ratunek dla Artemidy. Niekoniecznie, ponieważ pewnie też jest zamieszana w tą całą maskaradę.

- Masz mnie pilnować, a nie śledzić - czarnowłosa przewróciła oczami.

- Avril. O co z nią chodzi?! Nią i twoim ojcem!

- Przecież wszystko jest w porządku... - mina nastolatki ani trochę tego nie pokazywała. Jej oczy wypełniała żałość, jakby była do czegoś zmuszana.

- Nie powinnaś była z nią gadać - pociągnęła McCurdy za ucho w ramach kary, oczywiście czarnowłosa nic sobie z tego nie zrobiła. Odrei wlepiała wzrok w ziemię, myśląc co powinna powiedzieć, Jennett oczywiście manipulowała nią dalej.

- Nikt ci nie uwierzy, zwłaszcza Byron, więc się nie pogrążaj - na koniec wysunęła w jej stronę rękę z zaciśniętą pięścią by wręczyć coś Artemidzie. Niepewnie wzięła podarek w ręce - Jak przemyślisz sprawę to pisz.

Avril nie podobało się to co wyprawiała Jennett pod jej nieobecność, chociaż była pod wrażeniem takich intryg. Prawie jak na jej poziomie, ale bała się, że w pewnym momencie przesadzi. I tak ją ciągnąc, obie odeszły, a Arti znowu została sama. I co teraz?

Spojrzała na dłonie, w których trzymała otrzymany...fioletowy kamień z rzemykiem, dokładnie taki jaki pokazywał jej Byron. Biedny on skoro niczego się nie domyśla. Jak znowu zacznie mu się skarżyć na Jennett albo wymyślać teorie o zmiennokształtnym człowieku, to może skończyć się to dla niej słabo. Ścisnęła kamień w pięści. Jak sama to powiedziała, nie zadziera się boginią śmierci, pozostaje jej działać na własną rękę.


Zapowiedzi Burna!

Chociaż Jennett spędza z nami wspaniały czas to nie może on się wiecznie ciągnąć. Ćwiczy prężnie, gdy druga Jennett niszczy jej życie. W końcu na scenę wyjdzie Steven chcąc zakończyć to wszystko raz na zawsze. Możliwe, że stracimy czarnowłosa raz na zawsze, a w jej miejsce będziemy mieć tajemniczego demona. Igraszki Josha wyjdą na jaw, a Avril będzie chciała...zakończyć swoje życie ?! Axel zrób coś! 

Jennett: Ale się wczułeś...

Dlatego przeczytajcie rozdział 27 „Prawda/Fałsz" planowane na styczeń już 2022

---------

Co to za rozdział bez obsuwy co nie?

Obiecałam ship AxA, wiem bo sama czekam :”)) ale się przesunie na kolejny. Chciałam tutaj pogodzić w końcu Burna I Jennett by sobie pogadali i wyjaśnili. Myślałam czy nie dowalić, że przy tym gwałcie Jennett zaszła w ciążę, ale to by było ultra patologiczne. Czytelnikom podoba się, że ta książka zahacza o 2 sezon. Chciałam wam pokazać co mogło się dziać moim zdaniem przed atakiem i w dniu ataku kosmitów. I wiecie co? Pamiętacie jak mówiłam w Q&A że Josh powinien być gejem? Chyba  jest nim. Jedyną rzeczą jaką temu przeczy jest to że kraszował Jennett. Ogólnie teraz zaczęłam go uwielbiać za te świństwa. Moi drodzy 2 rozdziały nam zostały chyba, że coś się przedłuży. Łezka się w oku kręci, bo pamiętam jak świętowaliśmy 4 lata książki, a to już 5 :”))  Wiecie, że was kocham?

U mnie to tak... zerwałam przyjaźń z podstawówki, zaraz będę mieć 18 lat i ojciec chce mi kupić samochód, jadę na koncert Måneskin, będę mieć wycinane migdały i chcę założyć sklep z biżuterią z żywicy, którą na pewno będę tu promować.

I to chyba tyle, jak zwykle piszcie wrażenia i wszystko o wszystkim w komentarzach. Tak jak Burn pisał koniec grudnia/styczeń nowy rozdział. Chociaż chciałabym jeszcze z wami pożegnać stary rok.

Bye <3